Dwudziestego czerwca 2014 roku w Ośrodku Konferencyjno-Wystawienniczym „Kasztel
w Szymbarku” odbył się wernisaż wystawy prac rysunku i malarstwa Marii Malczewskiej-Bernhardt[1] Ekspozycja zatytułowana Teatr życia została umieszczona w budynku „Dworskiej oficyny”.
w Szymbarku” odbył się wernisaż wystawy prac rysunku i malarstwa Marii Malczewskiej-Bernhardt[1] Ekspozycja zatytułowana Teatr życia została umieszczona w budynku „Dworskiej oficyny”.
Wystawa zaprezentowana w szymbarskiej oficynie obejmowała
dwa wyraźnie odróżniające się cykle obrazów – hiperrealistyczne pastele
nacechowane głęboką symboliką egzystencjalną oraz prace olejne utrzymane w
nieco odmiennej, może pogodniejszej tonacji. Wiodącym tematem obu cykli prac
jest materia. W pierwszym jest to, tkanina, całun, strój kryjący ludzkie ciało,
w drugim – nieożywiona physis,
witalność roślinna, może martwe drewno, jednak dane tak, jak zjawia się
sama przyroda, bez humanistycznych
kontekstów.
Spróbujmy się przyjrzeć serii prezentowanych pasteli.
Na obrazach Malczewskiej-Bernhardt płótno – materia, która
okrywa, zarazem skrywa ludzkie ciało, tworzy za każdy razem konkretną kreację
sceniczną. Ten zwiewny woal, który coś zasłania, równocześnie objawia
metafizyczną prawdę o człowieku, za każdym razem też ukazuje swą autonomiczną
plastyczną jakość. Lekki materiał, który falując ukazuje swe subtelne lśnienia,
nie jest wyłącznie rekwizytem sceny figuralnej, lecz przedmiotem określonej
malarskiej wizji z silnie zaznaczonym momentem gry światła i po mistrzowsku
ukazanym charakterem ulotnej tkaniny.
Cykl omawianych pasteli
należy zaliczyć do nurtu fotorealizmu. W tym sposobie uprawiania sztuki ważny
jest nie tylko popis kunsztu, by za pomocą tradycyjnych środków wyrazu,
zrekonstruować wizerunek przedmiotu tak, jak jest on dany w zdroworozsądkowym
nastawieniu, (dziś czyni to fotografia), lecz także takie wydobycie walorów
malarskich modelu – by osiągając najwyższy stopień precyzji, zarazem pokazać,
że artysta potrafi więcej, a samo stworzenie iluzji jest tylko pretekstem –
mniej istotnym aspektem dzieła. Owszem w tym hiperrealizmie dałby się być może
odszukać pewien moment przekory, nawiązujący do słynnej rywalizacji Apellesa z
Protogenesem o najcieńszą linię, ale istotny zamysł artystyczny Malczewskiej
zdaje się leżeć gdzie indziej.
Przedmiotem zainteresowania Autorki jest tkanina, subtelności jej faktury,
lśnienia draperii, jedwabista delikatność i połysk. Widzimy postacie ludzkie
zawinięte w płótno – całun (?) przywodzący na myśl śmierć, ale także maskę, za którą skrywa się ludzka twarz –
zasłonę lub złudę, która przesłania prawdziwe oblicze. Przypomina się pytanie
wielu filozofów – czy pod maską, którą człowiek przybiera w spotkaniu z innymi
– jest jakakolwiek "prawdziwa" twarz", esencja, tożsamość? Może
w rzeczywistości nie ma w nas nic prócz masek a całun
w obrazach Marii Malczewskiej-Bernhardt jest wielką metaforą spektaklu, jakim jest nasze życie wśród innych.
w obrazach Marii Malczewskiej-Bernhardt jest wielką metaforą spektaklu, jakim jest nasze życie wśród innych.
Jak mówi Autorka, intencją jej prac było przeciwstawienie materii temu, co
duchowe – tego co dane jest nam w percepcjach zmysłowych, temu, co jak
wierzymy, kryje się w naszym wnętrzu.
Jednak samo pytanie – czy człowiek ma „wnętrze”, ukryte pod maską
pozorów, wyuczonych ról – zdaje się
prowokować i budzić niepokój.
Może pod maską nie ma żadnej "twarzy", a my od wieków od zarania
tego, co ludzkie budujemy iluzje dostojeństwa, stroimy się w draperie złudzeń,
pod którymi nie ma nic prócz kłębowiska żądz, grymasów i furii. Może „to, co
wewnętrzne” – „dusza” ludzka streszcza
się wyłącznie w fizjonomii poprzez jej ekspresje. Twarz niesie najpełniejszy wyraz tego, kim jesteśmy. Może
właśnie dlatego przykrywa się twarze umarłych ze wstydem, współczująco
i z szacunkiem, w poczuciu zakłopotania, z przestrachem, nie wiedząc „co dalej” A może śmierć „demaskuje” człowieka ?
i z szacunkiem, w poczuciu zakłopotania, z przestrachem, nie wiedząc „co dalej” A może śmierć „demaskuje” człowieka ?
Postaci, które widzimy na
obrazach, z racji, że mają zawinięte
twarze, poprzez to są ślepe. Jest to również symboliczny motyw. Nie tylko nie
wiem, kim jestem, nie znam własnej
istoty – ale także (pod innym względem) nie widzę, jaki jest świat. Ten motyw
sceptycyzmu, zagubienia zarówno wśród ludzi i rzeczy jak również pośród wartości,
zdaje się istotnym wyznacznikiem ludzkiej egzystencji. Poczucie niepewności
współczesnego człowieka, któremu nie jest dany żaden eidos, trwały
kształt czy sens, wprowadza interpretatora w kontekst inspiracji postmodernizmu.
Na jednym z pasteli
widzimy dwie postacie: Kochankowie? Przyjaciele? Ich głowy kierują się ku
sobie, lecz twarze obojga są spowite w całun. Nie widzą się nawzajem, co może
symbolizować fiasko porozumienia – obcość. Możemy dotykać swoich ciał miej lub
bardziej odkrytych, bo bawet sama nagość także jest kreacją, jednak nigdy nie
dotkniemy istoty bliźniego. A może nie należy podchodzić zbyt blisko
i patrzeć na drugiego człowieka tak, jak
ogląda się pejzaż. dany zawsze i (wyłącznie) z pewnej perspektywy. Ten drugi
człowiek jest dla nas zjawiskiem (może widowiskiem), które ma swoje kulisy,
maski, rekwizyty. Może nieraz psujemy wszystko, zbliżając się zbytnio? Może nie
mamy prawa się zanadto zbliżać? Dla wspólnego dobra.
Inny obraz ukazuje dwa
ciała, oba owinięte w zwój białego płótna. Czy są to śpiący kochankowie – już
sobie dalecy a może są to zwłoki w
zimnym prosektorium, okryte w białe szpitalne prześcieradła.
Wielu filozofów i
moralistów podejmując temat ludzkiej tożsamości, wychodzi od relacji,
dialektyki ludzkiego wnętrza i tego co zewnętrze. Na obrazach Malczewskiej-Bernhardt to,
co zewnętrzne – kostium, konwencja zredukowane są do minimum. Antkizująca biel
(nawiązanie do stylu tzw. mokrych szat) to jak gdyby, klasycystyczne
uogólnienie, które tradycyjnie sugeruje ponadczasowość wszystkich ludzkich
spraw. Ale zderzenie motywu greckiej rzeźby z współczesną fotografią zdaje się
tworzyć przewrotny (postmodernistyczny?) koncept. Oglądając wystawę, nie wolno
zapominać, ze oprócz filozoficznych i moralnych przesłań, mamy tu przede
wszystkim do czynienia z autonomiczną kreacją plastyczną. Dziś wiemy, że obraz w ogóle nie musi wychodzić poza
siebie, sam będąc wyrazem ekspresji osobowości twórcy. Pomimo, że
paradoksalnie, fotorealistyczna kompozycja stwarza sugestywną iluzję
przedmiotu, obraz zachowuje swoją autonomię i w zasadzie mógłby nie desygnować
żadnej rzeczywistości zewnętrznej wobec dzieła.
Na wystawie oprócz motywów
figuralnych mamy obrazy, w których samo falowanie jedwabistych płócien tworzy
samoistne kompozycje, swoiste abstrakcje. Gdzie indziej widzimy fotel okryty
falistą draperią. Ukazany po mistrzowsku detal światłocienia, subtelności
załamań tkaniny mówią nam że autorka
jest malarką światła. Świetlistość osiągnięta techniką pastelu, ewokuje
dotykowe wręcz jakości jedwabiu. Lekkość tkaniny, która lśni wśród
połyskujących załamań, staje się samoistną jakością malarską.
Skąd płynie światło w obrazach Marii Malczewskiej-Bernhardt? Figury
usytuowane są
w niewiadomej przestrzeni, światłocień oczywiście buduje bryłę, ale na obrazach brak jest horyzontu. Sceny i postacie są niczym we mgle. Byt – uniwersum zdają się indyferentne – oświetlone i ukonstytuowane jedynie przez wyobraźnię autorki. W tym tkwi sceniczność, umowność tych wizji. Chyba tu właśnie tytuł ekspozycji – Teatr życia znajduje swe uzasadnienie. Jest coś z enigmatycznej schematyczności scen z powieści Kafki określonych kiedyś mianem algebry ludzkiego losu.
w niewiadomej przestrzeni, światłocień oczywiście buduje bryłę, ale na obrazach brak jest horyzontu. Sceny i postacie są niczym we mgle. Byt – uniwersum zdają się indyferentne – oświetlone i ukonstytuowane jedynie przez wyobraźnię autorki. W tym tkwi sceniczność, umowność tych wizji. Chyba tu właśnie tytuł ekspozycji – Teatr życia znajduje swe uzasadnienie. Jest coś z enigmatycznej schematyczności scen z powieści Kafki określonych kiedyś mianem algebry ludzkiego losu.
Paweł Nowicki
[1]
Maria Malczewska Bernhardt ukończyła
studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w latach 1970-1977 na wydziale
malarstwa w pracowni prof. Włodzimierza Buczka i prof. Zbyluta Grzywacza.
Dyplom uzyskała w 1977 roku. W latach
1980-1982 odbyła studia podyplomowe na wydziale scenografii teatralnej i
filmowej w krakowskiej ASP. Brała udział
w wielu wystawach w Polsce i zagranicą m.in. „Pokolenia-Tendencje”, BWA,
Kraków; „Absolwenci II”, Galeria Pryzmat, Kraków; „Artyści z Krakowa”,
Kunsthalle, Norymberga; „Kunstspektrum”, Pałac Sztuki, Düsseldorf; „Art.
Cologne”, Kolonia; „Art. Basel”, Bazylea; Państwowe Muzeum Narodu i Gospodarki,
Düsseldorf; Galeria Gering, Frankfurt; Muzeum Śląska Opolskiego, Opole; „24
Festiwal polskiego Malarstwa Współczesnego”, Szczecin; Galeria Centrum, NCK,
Kraków. Prace artystki znajdują się w zbiorach muzealnych, miejskich i
prywatnych m. in.: w Austrii, Belgii, Francji, Holandii, Niemczech, Polsce,
Słowacji, Szwajcarii oraz w USA. Jest laureatką następujących nagród: Pierwszej
nagrody Związku Artystów Plastyków w Düsseldorfie; Drugiej nagrody Wojewody
Zachodniopomorskiego na 24 Festiwalu Polskiego Malarstwa Współczesnego w
Szczecinie.