Dnia 11 lipca 2014 roku w Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów w Gorlicach odbył się wernisaż inaugurujący
dwie wystawy polskiej rzeźby współczesnej, pośród których znalazła się
ekspozycja prac Jerzego Juczkowicza zatytułowana Pokaz latania / rzeźbiarskie portrety.
fot. Paweł Nowicki |
Artysta pochodzi z Opola,
gdzie ukończył Liceum Plastyczne. W 1981 roku uzyskał dyplom z wyróżnieniem na Akademii Sztuk
Pięknych w Warszawie. Do jego najbardziej znanych dokonań należą: trzy
pięciometrowe posągi: Wiary, Nadziei i Miłości, z brązu, stojące przy Sądzie
Najwyższym w Warszawie oraz drewniany ołtarz w Kościele p.w. Brata Alberta w
Wesołej koło Warszawy. Za swe osiągnięcia artysta otrzymał medal na
Biennale Małych Form Rzeźbiarskich w Poznaniu i Grand Prix Salonu Zimowego w
Warszawie.
Gdy
wchodzimy do sali wystawowej, ukazuje się przed nami szereg metalowych głów
spoglądających w górę. Pod sufitem znajduje się obiekt, w którym możemy
rozpoznać samolot. Mniej więcej na
wysokości spojrzenia zwiedzających widnieją twarze skonstruowane ze splątanych
elementów brązu. Każda z nich wykonana jest z ażurowych splotów, niekiedy
silnie pokrytych zieloną patyną. Swoista melodia, rytm tych elementów, ich
grubość oraz kształt metalowych włókien, wyrażają charakter każdej z
modelowanych postaci.
fot. Paweł. Nowicki |
Jak
wiadomo morfologia ludzkiej twarzy nie jest istnością statyczną, której
adekwatną ilustracją mógłby być gipsowy odlew. Twarz przypomina raczej słynny
płomień Heraklita – logos nieuchwytny i zmienny, wyrażony w mimice, w
grze grymasów, w gestach. Ażurowe konstrukcje w pracach Juczkowicza cechuje
lekkość; światło przenika do wnętrza, podkreślając żywy charakter zaaranżowanej
przestrzeni. Rzeźby, które widzimy, można by próbować odczytać jako metaforę
ludzkiej egzystencji, ludzkiego sposobu istnienia. Błędne jest mniemanie, że
człowiek po prostu „jest”, jak lity blok materii, o którym można jednoznacznie
orzec, że „jest czymś”, ponieważ posiadając widzialny obrys, zajmuje miejsce w przestrzeni. Wiemy, że
człowiek jest tym, czym się staje – kierunkiem, który obiera w trakcie swego
życia a wyobrażenie substancjalnej trwałości jest nieadekwatne. Czy posiada
wnętrze trwałe i niezmienne? Stąd czerepy "puste w środku",
kumulujące całą swą ekspresję i siłę wyrazu tylko na powierzchni daną w
plątaninie linii, zawikłanych wątków, które kiedyś w życiu wzięły swój początek
– sieci rozmów, relacji z innymi, zachwytów i wstrętów, tężejących z wiekiem w
mapę siatki zmarszczek. Nie ma istoty bez przejawów, jak powie filozof.
Człowiek jest „dla innych” – jego sposób bycia ma coś z widowiska. Człowiek nie
ma trwałej istoty – esencji, która ustalałby jego niezmienną tożsamość.
Jesteśmy tym, do czego dochodzimy, w co po latach zakrzepnie grymas naszej
twarzy. Nasza egzystencja jest jak plątanina linii – czasem niepewnych,
bezładnych projektów, kontynuacją włączaniem się w dawno zaczęte rozmowy… Czy
artysta chce nam zasugerować problematyczność ludzkiego wnętrza pojmowanego
tradycyjnie jako dusza, substancja czy stała istota. Gombrowicz był zdania, że
człowiek nie ma „wnętrza”, że jest maską-twarzą
utkaną z sieci relacji z innymi, z sieci własnych wspomnień – „relacji” z samym sobą. Każda spośród postaci wśród prac na wystawie zdaje się grą
pustki i jej wypełnienia – tworzywo i prześwit są jak światło i cień.
fot. PAweł Nowicki |
Te wizerunki twarzy mają coś z karykatury poprzez
doprowadzone do ekstremum charakterystyczne rysy. Kształt elementów, z których
wykonana jest ich usiatkowana forma czasem przypomina płaskie łuski jak
rycerska zbroja, niekiedy zawiłą sieć drobnych nitek tworzących gęstą i skomplikowaną
tkankę – niczym pajęczyna (są takie ludzkie charaktery). Jest motyw okularów,
jest głowa „prosta”, jak rybacka sieć z dużymi okami, pogodna, zdająca się
odpowiadać: Tak? – Tak., Nie? - Nie.
Jedna z ażurowych form przypomina
zagęszczoną narośl; pozieleniała faktura przybiera kształt kory, inne znowu są
ostre jak gdyby przemysłowe odpryski i spawy…
W ten sposób artysta oddaje bogactwo ludzkich
typów, z których każdy zapewne ma (bądź miał) swego rzeczywistego modela. Czy
są to wizerunki osób, które artysta spotkał kiedyś w swoim życiu? Na to pytanie
próżno szukać odpowiedzi, może nie ma potrzeby. Być może w przypadku twórczości
Juczkowicza klucz biograficzny jest
sprawą prywatną. Nam pozostaje zaduma nad naturą ludzką, nad zagadką
tożsamości, która przejawia się w ekspresji twarzy w sieciach grymasów
niepowtarzalnych, niczym linie papilarne dłoni.
Paweł
Nowicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.