18 października 2013 roku w
gorlickiej Galerii Dwór Karwacjanów, odbył się wernisaż wystawy prac wybitnej
krakowskiej artystki, Ewy Żelewskiej-Wsiołkowskiej. Na wystawie w sali głównej
im ks. Bronisława Świeykowskiego wyeksponowano ponad trzydzieści obrazów z ostatniej
dekady twórczości autorki. Otwarcia wystawy dokonał Zdzisław Tohl - dyrektor Muzeum „Dwory
Karwacjanów i Gładzyszów” w Gorlicach.
fot. P. Nowicki |
Ewa Żelewska-Wsiołkowska – urodziła się w 1948 r. w Krakowie. Studiowała na Wydziale
Malarstwa krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem prof. Jerzego
Nowosielskiego. Dyplom z wyróżnieniem uzyskała w roku 1974. Artystka uprawia malarstwo i rysunek. Brała udział w
ponad 30 wystawach zbiorowych w Polsce, w Niemczech, w Czechosłowacji, Belgii,
we Francji i we Włoszech.
Ewa Żelewska-Wsiołkowska zorganizowała 16 wystaw indywidualnych
m.in. w Krakowie, Warszawie, Tarnowie, Dębicy
oraz w Laaland w Danii. Jej prace znajdują się w zbiorach Ministerstwa
Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, Muzeum
Chełmskiego w Chełmie, Muzeum ASP w Krakowie, Muzeum Mondriaanhuis w Amersfoort
w Holandii a także w kolekcjach prywatnych w kraju i za granicą.
***
Obrazy Ewy Żelewskiej-Wsiołkowskiej prezentowane na gorlickiej
wystawie układają się w dwa wyraźne cykle tematyczne, obejmujące: pejzaż i wnętrza. W pejzażach dominantę stanowi motyw
szerokiej przestrzeni, w której panuje świetlista surowa materia. Jasność
morskiego horyzontu, górskie ośnieżone przestrzenie, lśniące gmachy ze szkła
dalekich metropolii namalowane są na płótnach dźwięcznym kolorem z
zastosowaniem przejrzystej kompozycji.
Panuje tu sterylny ład i formalny spokój użytych środków przypominający
neoplastyczny wyraz obrazów Pieta Mondriana.
W swoich pracach Autorka zdaje się nawiązywać także do hieratycznych,
oszczędnych form malarstwa Jerzego
Nowosielskiego, akademickiego mistrza artystki. Jest w tych pracach coś z
estetyki ikony – gdzie wiodącym motywem wydaje się samoistne wewnętrzne światło,
odsłaniające tajemnicę - ukryty wymiar tego, co widzialne. Światło, to nie
buduje modelunku bryły, nie tworzy iluzji relacji przestrzennych - ono sprawia, że kategoria mimesis nie znajduje zastosowania w interpretacji tych prac. Mimo,
że tematem obrazu jest pejzaż, wnętrze lub martwa natura, Artystka nie tworzy
iluzjonistycznych ekwiwalentów tematów. Te malarskie wizje prowadzą nas w głąb
metafizycznej tajemnicy, dla ujawnienia której, formy przedmiotowe zdają się być
pretekstem. Odnosi się wrażenie, że przestrzeń
tych obrazów wypełnia niczym niezmącona cisza. Jak przez szybę oglądamy wnętrze
świata odizolowanego, osobnego. Ta „inna” obca
przestrzeń ewokuje poczucie nierealności. Gdybyśmy dla porównania
przypomnieli obraz C. Lorraine'a Port morski
o wschodzie słońca, uświadomilibyśmy sobie, że z barwnego płótna francuskiego mistrza
do nas plusk fal, krzyk porannych
ptaków, skrzypienie olinowania, czujemy na twarzy rześki powiew wiatru. Na
obrazach Wsiołkowskiej wyobrażona przestrzeń wydaje się głucha, zamknięta jak gdyby
za pancerną szybą. Niebo, horyzont nawet
elementy miejskiego pejzażu wydają się małe, niczym dekoracje sceny teatralnej.
Czy celem takiego zabiegu jest wywołanie
w umyśle odbiorcy poczucia umowności rekwizytów świata? To, co widzimy zdaje
się pozorem, cieniem nieznanego - świętej tajemnicy. Tak naprawdę, nie są to
pejzaże w potocznym rozumieniu tego określenia. Autorka nie zamierza odtwarzać malarskiego
wizerunku fragmentu natury. Stawia przed
odbiorcą - widzem trudne zadanie: zaglądnąć w głąb - dać się opromienić
ukrytemu światłu. Warto w tym miejscu przytoczyć platońsko-augustiański pogląd , zgodnie
z którym nasze poznanie świata polega na
tym że zwracamy się ku wnętrzu naszej duszy. Dane nam od Boga światło wewnętrzne jest tym, co pozwala oku
widzieć. Ten świat widzialny naprawdę jest w nas. To nie jest leżąca na
zewnątrz przestrzeń fizyczna - domena obiektywnego naukowego „widoku znikąd”, gdzie perspektywa wynikałaby jedynie
z arbitralnego wyboru punktu obserwacji. Pejzaże, Ewy
Żelewskiej-Wsiołkowskiej nie pełną funkcji wizerunku świata obiektywnego, nie
ukazują inwentarza świata, o który
mamy skrzętnie zabiegać jako miłośnicy
pięknych widoków. Prawda mieszka w nas, a to, co zdołamy rozpoznać i utrwalić,
to są ekspresje naszego wnętrza.
„Bóg znajduje się z tyłu za okiem, natomiast Jedno, którego ideę
oko stara się przeniknąć leży na wprost Niego. Spotykam najwyższego w
intymności mojej samoobecności.”[1]
Interior intimo meo
et superior summo meo – „A Ty byłeś
bardziej wewnątrz mnie niż to, co we mnie było najbardziej osobiste, a zarazem
wyżej nade mną niż mogłem sięgnąć kiedykolwiek.”[2]
Takie impresje towarzyszą mi przy analizie cyklu obrazów Ewy
Żelewskiej-Wsiołkowskiej, których tematem
jest świat „na zewnątrz”, niejako sfera poza domem. Cykl drugi obejmuje
prace, w których Artystka pokazuje swoją prywatną przestrzeń - zacisze pracowni, wnętrze mieszkania – i to
jest także, jak się wydaje, pejzaż wewnętrzny autorki. Z obrazów emanuje ciepło,
ład codziennych spraw. Zasłona w oknie, świetny malarski szkic ulubionego psa,
jakieś zwyczajne przedmioty podkreślają nastrój intymności i tajemniczości. Ten
spokój i bezpieczeństwo wnętrza jest zasadniczo inny niż „sterylność” wizji tego co na zewnątrz – świata, do którego udajemy
się na wyprawę poza dom.
We wnętrzach Ewy Żelewskiej-Wsiołkowskiej trwa nieruchomo czas - czas przypisany do
miejsca, czas zatrzymany w pewnej chwili dzięki mechanizmowi stop-klatki pamięci. Wiemy, że czas naszej
egzystencji nie płynie liniowo jak miara zmiany procesów fizycznych. Nasz czas
niekiedy się zatrzymuje. Tak jest w przypadku rozmów urwanych w pół zdania,
nierozwiązanych problemów, które są jak pokoje z których wyszliśmy tylko na moment,
a które czekają na nasz powrót nieraz całe życie. środku konfliktu, którego nie
umieliśmy rozwiązać, w obliczu pytania, na które nie potrafiliśmy znaleźć
odpowiedzi. Bo czy naprawdę czas płynie liniowo - czy nie powraca niczym
zagadkowy refren? Wszyscy pamiętamy wiersz Juliana Tuwima, w którym pojawia się
nostalgiczna fraza… a może byśmy tak najmilsza
wpadli na dzień do Tomaszowa… O
wiele pełniej ujął ten problem Haimitio Doderer w swojej powieści Schody
Strudlhoffu.
Niewątpliwym osiągnięciem sztuki E. Wsiołkowskiej-Żelewskiej jest umiejętność
malarskiego artykułowania tak
skomplikowanych poetyckich emocji niezwykle oszczędnymi środkami wyrazu.
Wracając do inspiracji, oprócz już opisanych, wydaje się znamienną
w artystycznym „emploi” Artystki jej niewątpliwa sympatia do doświadczeń op-artu. Jak wiadomo, kiedy w Renesansie
odkryto perspektywę zbieżną pozwalającą
tworzyć iluzję trójwymiarowej głębi, długo nie doceniano faktu, że ów malarski
efekt, stanowi po prostu wizualny trick.
Złudzenie, że tak „naprawdę widać”
miało być sposobem przybliżania do prawdy przedmiotu. Pomijając zapoczątkowaną
przez Cezanne’a rewizję geometrii widzenia, Op-art da się odczytać jako jedną z
dróg w sztuce, w której wyraża się niepokój poznawczy - motyw platoński - w
czasach nowożytnych odnowiony z nadejściem baroku. To jest podejrzenie, że życie jest snem, a to, co widzimy to tylko gra cieni, i że ta gra cieni jest ciekawsza niż istota rzeczy dana w pełnym słońcu
logiki Arystotelesa – empirysty, który naiwnie ufał widzialnym przedmiotom.
Skoro da się stworzyć iluzję przestrzeni trójwymiarowej, to może dałoby się
skonstruować obraz przestrzeni nieeuklidesowych a może w ogóle malarskie
budowanie kierunków i płaszczyzn okazuje nieobowiązującą zabawą, swoistą
sofistyką, formułowaniem paradoksów, układaniem przewrotnych zagadek.
fot. P. Nowicki |
Geometrycznie niemożliwe struktury zbudowane są w obrazach Artystki z płaszczyzn niezwykle wystudiowanych zestawień kolorystycznych, tworzących mikrostruktury odcieni i faktur.
Solidne malarstwo bez pustej ostentacji, z ogromnym przesłaniem
pozytywnej energii - to rzadkość w
ofercie współczesnych galerii sztuki. Dlatego polecam gorlicką wystawę Ewy Żelewskej-Wsiołkowskiej
jako niezwykłą okazję do optymistycznej autorefleksji nad pięknem zawartym w
nas samych.
Paweł Nowicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.