Prezentowana książka nie jest
powieścią w sensie tradycyjnych podziałów genologicznych. Należałoby ją
zaliczyć do form eseistyki, choć utwór nie spełnia wszystkich kryteriów tego
gatunku literackiego. Mapa Andrzeja Niewiadomskiego przypomina szkice
Borgesa, do których odniesienia w tekście są bardzo wyraźne. W pewnej warstwie
da się ją odczytać także jako swoisty traktat o egzystencjalnym doświadczeniu
przestrzeni, o fizycznych, geograficznych kierunkach w ludzkim życiu, o
stronach ludzkiego wnętrza, stronach biografii.. Narrator chce opowiedzieć o
swym rodzinnym mieście, jak się domyślamy, o Lidzbarku Warmińskim, jednak
zaczyna od mapy uniwersum, a właściwie od fenomenu mapy jako pewnej formalnej
możliwości orientacji w przestrzeni.
Jest
faktem naszej egzystencji, że skądś pochodzimy, podążmy dokądś i zawsze skądś
wracamy.
W dzieciństwie szliśmy na „tamten” koniec ogrodu albo „w stronę parku”. Chcemy przejść nad urwiskiem, wejść na szklaną górę, ale też pragniemy wrócić do rodzinnego domu, do ogrodu dzieciństwa. Wybieramy się za las, idziemy do szkoły, udajemy na wycieczki i na wyprawy wojenne. Ci, którzy umierają, także „idą” dokądś. Nawet zaświaty muszą być umiejscowione i dane w relacji przestrzennej - idzie się do nieba i do piekła… Miłosz w Ziemi Ulro podkreśla znaczenie tego, co we wszystkich epokach ludzie potrafili sobie wyobrazić w kategoriach przestrzennych. Tak powstawały baśnie i mitologie. Stąd tak częsty w literaturze jest motyw wędrówki, błądzenia w drodze i motyw powrotu. Homer nie wspomina o mapie, Żydów przez pustynię prowadził głos Boga. Często dwoje ludzi idzie do siebie nawzajem, a całe ich życie może być taką wędrówką. Przestrzeń to ramy pojęciowe ludzkiej samowiedzy. Przestrzeń zakłada pewną ontologię.
W dzieciństwie szliśmy na „tamten” koniec ogrodu albo „w stronę parku”. Chcemy przejść nad urwiskiem, wejść na szklaną górę, ale też pragniemy wrócić do rodzinnego domu, do ogrodu dzieciństwa. Wybieramy się za las, idziemy do szkoły, udajemy na wycieczki i na wyprawy wojenne. Ci, którzy umierają, także „idą” dokądś. Nawet zaświaty muszą być umiejscowione i dane w relacji przestrzennej - idzie się do nieba i do piekła… Miłosz w Ziemi Ulro podkreśla znaczenie tego, co we wszystkich epokach ludzie potrafili sobie wyobrazić w kategoriach przestrzennych. Tak powstawały baśnie i mitologie. Stąd tak częsty w literaturze jest motyw wędrówki, błądzenia w drodze i motyw powrotu. Homer nie wspomina o mapie, Żydów przez pustynię prowadził głos Boga. Często dwoje ludzi idzie do siebie nawzajem, a całe ich życie może być taką wędrówką. Przestrzeń to ramy pojęciowe ludzkiej samowiedzy. Przestrzeń zakłada pewną ontologię.
Warto zaznaczyć,
że odczarowanie świata, jakie rozpoczęło się w XVII wieku, nastąpiło nie tylko
wraz z pojawieniem się mechaniki Newtona, ale i nowej kartezjańskiej koncepcji
uniwersum. Kartezjusz stworzył geometrię analityczną, aplikując arytmetykę do
opisu przestrzeni. Był to karkołomny zwrot w stosunku do dawnych koncepcji
kosmosu, bowiem dla francuskiego filozofa przestrzeń stała się jednorodna
i została opisana wyłącznie ilościowo. W kosmologii Arystotelesa występowały – jak wiadomo – naturalne kierunki góra i dół. W pierwotnych wyobrażeniach, które pokutują jeszcze w horrorach, były „złe miejsca” i święte miejsca. Nowożytna wizja uniwersum zakłada przestrzeń, w której każdy punkt charakteryzowany jest w układzie współrzędnych i w istocie nie posiada żadnego nacechowania jakościowego. Właściwie każde miejsce przedstawia się jako wymienialne na dowolne inne, bowiem o jego tożsamości decyduje liczba. Miało to kapitalne znaczenie dla nowożytnej koncepcji człowieka i społeczeństwa. Fakt, że w „nowym wspaniałym świecie” człowiek nie ma tajemniczej tożsamości, lecz numer, ma swe korzenie właśnie w tej przemianie. Jedyna racją tego, by jednostce ludzkiej przyznawać niepowtarzalność, jest unikatowość biografii.
i została opisana wyłącznie ilościowo. W kosmologii Arystotelesa występowały – jak wiadomo – naturalne kierunki góra i dół. W pierwotnych wyobrażeniach, które pokutują jeszcze w horrorach, były „złe miejsca” i święte miejsca. Nowożytna wizja uniwersum zakłada przestrzeń, w której każdy punkt charakteryzowany jest w układzie współrzędnych i w istocie nie posiada żadnego nacechowania jakościowego. Właściwie każde miejsce przedstawia się jako wymienialne na dowolne inne, bowiem o jego tożsamości decyduje liczba. Miało to kapitalne znaczenie dla nowożytnej koncepcji człowieka i społeczeństwa. Fakt, że w „nowym wspaniałym świecie” człowiek nie ma tajemniczej tożsamości, lecz numer, ma swe korzenie właśnie w tej przemianie. Jedyna racją tego, by jednostce ludzkiej przyznawać niepowtarzalność, jest unikatowość biografii.
Mapa
jest symbolem naszej samowiedzy, siatki pojęć, którymi próbujemy ogarnąć i
oswoić niezgłębialność świata. Tradycyjnie wierzono, że byt jest pierwotny i
odciska się w naszym umyśle niczym pieczęć w wosku, a język jest reprezentacją
pierwotnego sensu. To, co znaczone, wyprzedzało znak. Dziś wiemy, że jedyną
przestrzenią, w której usytuowane są podziały i taksonomie, jest przestrzeń
dyskursu. Słowa nie reprezentują rzeczy, a obrazy, które ewokuje mowa,
konstytuują się na poziomie syntaktycznym. Nie ma pierwotnej ontologii, nie ma
też przedustawnego tekstu, którego komentarz-odwzorowanie mógłby być porównywany
z mapą uprzednio danego „oryginału”. Znaczone ustala się wstecznie, jest
iluzją, która konstytuuje się w ramach danego dyskursu. Od czasów Kartezjusza,
a później Kanta, człowiek zdaje się zamykać w kręgu formalizmu – umysł tworzy
algebrę swoich własnych znaków i porusza się w schematach, które sam wytworzył.
Kategorie myślenia są jak siatka kartograficzną, która gwarantuje pewność
naszego poznania. Już nie potrafimy wyjść poza tę siatkę, a rzeczy an sich są niepoznawalne. Odtąd mapa
królestwa właściwie może się obyć bez królestwa. Próbując przejść od mapy, to
jest obrazu rzeczy do samych rzeczy, u kresu drogi odnajdujemy kolejną mapę –
bardziej szczegółową. Dla postmodernistów – jak pisze Niewiadomski – „Terytorium
nie poprzedza już mapy ani nie żyje dłużej niż ona. Nadeszły czasy, że mapa
poprzedza terytorium […] że mapa rodzi terytorium.” Nie ma więc sensu
pierwotnego; mapa to relacje miedzy znakami, mapa to nasze myślenie – schematy, pojęcia, taksonomie, teorie.
Mapa
świata przedstawionego to także mapa relacji międzyludzkich. Gdzieś w tle pośród
licznych odniesień obecna jest Heideggerowska analityka Dasein, ukazująca ludzkie usytuowanie wobec innych. Nasze otwarcie
na świat, postawa wobec drugiego – „Ty”
nie sprowadza się do relacji przestrzennych, jak między ciałami, o których
wiemy, że posiadają obrys. Mapa służy orientacji w świecie, ale – jak pamiętamy
z lekcji Heideggera – ludzkie „bycie w
świecie” nie polega na zajmowaniu miejsca w przestrzeni tak, jak w to
się ma w przypadku rzeczy. Ukierunkowanie zdaje się konstytutywnie dla bytu
ludzkiego. Helmuth Plessner wskazuje na front, granicę – fundamentalne
kategorie conditio humana, które mają
charakter przestrzenny. U Niewiadomskiego pośród wielu odniesień
intertekstualnych możemy odnaleźć daleką trawestację Proustowskich stron –
wewnętrznych kierunków osobistych. Świat, w którym żyjemy, jest nam dany zawsze
w perspektywie. Perspektywa zakłada pewien punkt widzenia, a także kierunek, w
którym spoglądamy. Nie ma widoku znikąd.
Czy
Mapa Andrzeja Niewiadomskiego da się odczytać jako swoisty pamiętnik
intelektualny autora, mapa jego życia, lektur i fascynacji literackich? Na to
wskazywałyby zawarte w tekście liczne przytoczenia – niekiedy jawne, kiedy
indziej zaszyfrowane, nieoczywiste, dające czytelnikowi szerokie pole do
domysłów. Fragmenty tekstów Stasiuka, Borgesa, Baudillarda, dotyczące
doświadczenie przestrzeni, są jak ślady, które rozwidlają się i giną, niczym
zapomniane ścieżki lub stare linie kolejowe, zagubione w lesie. Czytając
książkę od początku próbujemy dociec, czym w istocie jest mapa, którą autor
wymienia w tytule. Czy jest ona symbolem jak Kafkowski proces, jak księga
wszystkich ksiąg, sekretny hieroglif? Może w końcu jest pismem samego dzieła, a
utwór Niewiadomskiego jest tym „znaczonym”, które wymyka się i prześwituje
poprzez strukturę nadbudowywanych odniesień.
Utwór
jest inkrustowany cytatami i odwołaniami do innych tekstów w taki sposób, że
osiąga efekt hipertekstu – nie tylko czyni aluzje, lecz uruchamia na nowo
cytowane teksty, jak gdyby wymusza ich ponowne odczytanie. W pewnym miejscu
słychać głos narratora Traktatu o
łuskaniu fasoli Wiesława Myśliwskiego, wyrażający brak złudzeń co do
historii, wewnętrzną pokorę, jaką daje bagaż przeżytych lat, epifaniczny i
tajemniczy blask miejsc i codziennych przedmiotów, wskazywanych niedbale, ale z
poufałością. Tworzą one kosmos podobny do starych, wysłużonych gratów.
Odnajdujemy także echa literackich wędrówek Stasiuka i jego refleksji nad
Europą Wschodnią – świadomość, że choć przesuwają się granice polityczne, tajemnicą
pozostaje wielość istnień poszczególnych.
Podtytuł Prolegomena
sygnalizuje odniesienie do Kanta, dla którego czas i przestrzeń stanowiły
elementarne formy wyposażenia ludzkiego umysłu, wyprzedzające i umożliwiające
wszelkie doświadczenie. To oczywiście najdalszy układ odniesienia filozofii
współczesnej. Czytelny jest także wątek bergsonowski i dalekie echo spinozyzmu,
tak dobrze znane poezji Leśmiana – nieustanna droga w głąb bytu,
przeświadczenie o nieskończoności przedmiotu, który na co dzień ukazuje się nam
tylko wycinkowo. Jak pisze Michel Foucault: „Bez wątpienia bowiem ciągłość natury stanowi okazję do
ćwiczenia pamięci, gdy pewna reprezentacja, dzięki niejasnej i słabo widocznej
identyczności, przypomina inną reprezentację [...]. Rzeczy i słowa są ściśle ze sobą splatają:
natura przejawia się tylko poprzez sieć denominacji, ale też, choć bez owych
nazw pozostałby niewidoczna i niema, migocze za nimi jako ich tło […]”.
Świat,
który nas otacza, stanowi nieprzebraną wielość bytów poszczególnych. Nasz
system pojęć dokonuje skrótów, selekcji i schematyzacji, które umożliwiają nam
orientację i porozumienie. Mapa jest więc schematem jak pojęcie, reprezentujące
nieprzebrane bogactwo doświadczenia, w którym dokonuje skrótu. W końcu nawet
rzeczy, które ogarniamy wzrokiem, stanowią pewien skrót. Wskazując drzewo, nie
analizujemy każdego liścia i korników w korze. Gdzie się zaczyna
mapa-reprezentacja świata – tego, co rzeczywiste? Czy to, co jednostkowe, nie
jest dane tylko dzięki wcześniejszym schematom. Hegel pisał, że papier, na
którym pisze, zbutwiałby, zanim udałoby się wyliczyć wszystkie jego właściwości.
„Gdyby można było narysować mapę, na której zaznaczone byłyby
wszystkie domy i wszyscy ludzie – gdzie każdy z nich stoi czy idzie - to
jeszcze przecież zostają konie, krowy, psy, koty, różne ptaki, ryby w Issie, a
gdyby i to narysować, to przecie jeszcze i pchły na psie, błyszczące żuki w trawie, i mrówki, i tak dalej. Więc mapa zawsze musi być
niedokładna.”
Już
dla Platona to, co jednostkowe, dawało się ująć i rozpoznać tylko z punktu widzenia
uprzedniej całości. Mapa odwzorowuje fragment powierzchni ziemi, ale nie
analizujemy przecież każdego źdźbła trawy. Odwzorowanie w pełni adekwatne
musiałoby więc rozrastać się w nieskończoność tak, by w punkcie dojścia
zastąpić samą rzeczywistość, którą chce opisać. Znowu przywołajmy słowa Michela
Foucaulta: „[…] nazwy roją się w nieskończoność. Przydałoby się tyle, ile jest
rzeczy do nazywania. Wówczas jednak każda nazwa byłaby tak ściśle przywiązana
do przedstawienia, które desygnuje, że wypowiedzenie żadnej atrybucji nie
byłoby możliwe, a język zapadłby się w sobie: gdybyśmy mieli za rzeczowniki
jeno nazwy własne, trzeba by było mnożyć je bez końca. Wielość słów
przekraczałaby pojemność pamięci, toteż nie wprowadzałyby one wcale porządku w
przedmiotach naszego poznania i tym samy ładu w ideach, a wszystkie nasze
dyskursy popadłyby w największe pomieszanie”.
Czym jest więc mapa? Czy mapa jest
Księgą, jej odpowiednikiem lub wariantem? Jak wiadomo, jednym z głównych
problemów literatury nowoczesnej było zagadnienie czasu. Sens świata
przeżywanego konstytuuje się czasie. Czasowość jest najbardziej źródłowa i zarazem
najbardziej problematyczna. Nasze życie posiada temporalną strukturę i dzięki
temu może być nam dane jako opowieść. Wszyscy znamy pojęcie Zeitroman. Niewiadomski zdaje się tworzyć dzieło podobnego typu, ale
kategorię czasu zastępuje kategorią przestrzeni. W obu wariantach tematem
literatury nie są osoby i rzeczy, lecz niepokój poznawczy związany z
uświadomieniem sobie sposobu, w jaki świat może być nam dany. Odkrywanie mechanizmów
konstytuowania się złudzeń ma moc katarktyczną. Świat przedstawiony w utworze
literackim staje się nie tylko symbolem ludzkiego doświadczenia, lecz jak gdyby
jego modelem działającym, to znaczy takim, w którym lektura jako rzeczywiste
wydarzenie, przewidziane przez autora, przynależy do opisywanego przez nią
procesu. Przejawia się w tym samozwrotność utworu, który chcąc stanowić
ekwiwalent ludzkiego doświadczenia świata, staje się swego rodzaju mapą.
Borges rozważał mapę królestwa w
skali 1:1; w jego utworach wciąż wraca motyw dzieła literackiego, które, dążąc
do doskonałości, w końcu zmienia się w swój własny „desygnat” (El Espejo
y la mascara). U Niewiadomskiego czytamy o mapie: „I nad nią
ślęcząc, dokonuje się jeszcze jednego
spostrzeżenia: że tu na krześle ja jeden, a tam pod mim palcem zatrzymanym na
pustej plamie, gdzie powinny być Ginie, ja drugi. Ja wskazuję siebie zmniejszonego.
Ten drugi nie jest taki sam jak ja tutaj, tylko zrównany, zmieszany z innymi ludźmi”. W tym sensie tekst Mapy zyskuje charakter
performatywny – sam jest działaniem. Tekst staje się mapą. Znów wraca Borges i
jego bohater, który patrząc na obraz ze statkiem odpływającym w dal, sam niknie
w głębi horyzontu. Mapa chce być księgą różnicującą się w nieskończoność
niczym Księga piasku Borgesa. Uważny czytelnik jest w stanie się przekonać, że książka
Niewiadomskiego stanowi wielkie repetytorium współczesnych zagadnień filozoficznych
i literackich.
Paweł Nowicki
Andrzej Niewiadomski, Mapa.
Prolegomena,
Wydawnictwo Ośrodka Brama Grodzka
TEATR NN,
Lublin 2012.