Słowa kluczowe: kuchnia
i stół, rozmowa, spotkanie, nowe media
Key words: kitchen and dining, meeting, new media
Streszczenie
Celem niniejszego artykułu
jest wskazanie najważniejszych dla tradycji europejskiej biblijnych, filozoficznych
i literackich symboli spotkania przy stole. Ostatnia Wieczerza
i Platoński Sympozjon stanowią niejako archetypy wspólnego posiłku,
któremu towarzyszy doniosła rozmowa. Podkreślona jest waga konwersacji,
a zrazem duchowego wymiaru spotkania przy posiłku jako istotnego czynnika
scalającego ludzką wspólnotę. W dalszej części artykułu mowa jest
o zagrożeniach, jakie dla więzi międzyludzkich stanowić mogą nowoczesne
media i wynalazki w zakresie technologii teleinformatycznych. Zostaje
postawiona teza, że głośna muzyka i telewizja powodują rozpad
tradycyjnej wspólnoty dialogu przy stole. Proces ten nie jest jednak
nieuchronny, ponieważ jak wszystkie ludzkie obyczaje zależy on od wychowania
i prezentowania właściwych wzorców.
Abstract
The purpose of this article is to identify the most
important for the European tradition of biblical, philosophical and literary
symbols of meetings at the table. Last Supper and Plato’s Symposium, represent
a kind archetypes common meal, accompanied by a reported
conversation. Underlined is the weight of conversation scion spiritual
dimension of meeting over a meal as an important assemblage human
community. The rest of the article mentions the threats posed to interpersonal
relationships may constitute a modern media and inventions in the field of
ICT. It is placed thesis that loud music and television cause the breakdown of
the traditional community dialogue at the table. This process is not inevitable,
because, like all human conduct, it depends on the education and presenting
appropriate models.
Wprowadzenie
Na
wstępie postawmy sobie pytanie: czym dzielimy się ze sobą, kiedy wspólnie
zasiadamy do stołu – pokarmem czy słowem? Wydaje się, że jednymi
drugim, jednak wszyscy zdajemy sobie sprawę, że naprawdę wartościowe
spotkanie przy posiłku zawsze wiąże się z inteligentną rozmową. To ona
i duchowe spotkanie z drugim człowiekiem są nieodłącznymi składnikami
biesiady, przyjęcia, codziennego domowego spotkania przy stole. Horacy
w jednym ze swoich utworów drwi z bogatego
patrycjusza, który zapraszając na ucztę znamienitych gości, próbuje ich
olśnić przepychem wnętrza, nudzi, opisując szczegóły przepisów kulinarnych,
zachwala potrawy, natomiast nie potrafi
dać tego, czego zebrani spodziewali się najbardziej, a mianowicie
nie umie nawiązać interesującej rozmowy. Jak wiemy, dla wykształconych Rzymian
greckie dziedzictwo kulturowe – tradycja intelektualnych dysput – stanowiło
niedościgły wzór. Od Epikura wiemy, że filozofowi za pokarm wystarczy
garniec sera, byleby przyjacielska rozmowa toczyła się mądrze. Wszyscy
pamiętamy epizod z życia Wisławy Szymborskiej, która zaprosiła gości
na przyjęcie, podczas którego do zjedzenia były tylko skromne kanapki
z serem. Czy była to aluzja do Epikura? W kulturze europejskiej da
się wskazać dwa archetypowe wzorce spotkania przy stole, kiedy wspólne
spożywanie pokarmu (także stosownej dawki alkoholu) pozostaje w ścisłym
związku z rozmową, która, nie przekraczając formy codziennej relacji
towarzyskiej, jest jednak dialogiem o uniwersalnej doniosłości. Mam
na myśli Platoński Sympozjon i Ostatnią Wieczerzę, z której
relację znajdujemy w Ewangeliach. W obu przypadkach uczestnicy
spotykają się przy stole i w obu sytuacjach nie jest to żadna niezwykła
uroczystość, uczta wydana ze specjalnej okazji (jak np. wesele w Kanie
Galilejskiej). Jednak zarówno w uczcie opisanej przez Platona, jak również
podczas Ostatniej Wieczerzy tym, co wysuwa się na pierwszy plan, jest
szacunek dla słowa. Rozmowy toczone między zebranymi niosą słowa ważne –
w pogańskim antyku dotyczą filozofii, piękna idei. Wszyscy pamiętamy,
o czym dyskutują uczestnicy platońskiej biesiady. O miłości, która
jest tęsknotą tego, co doczesne i marne, za tym, co wysokie wieczne
i niezmienne, za światem idei. Miłość jest takim ruchem porywającym
z dołu do góry niczym rozgrzane powietrze, które ciągnie wzwyż.
Podczas Ostatniej Wieczerzy dokonuje się teologiczne misterium, uczestnicy
otwierają się na inny, wyższy wymiar transcendencji, jednak i tutaj
mamy do czynienia z posiłkiem, podczas którego padają bardzo ważne
słowa. Odnosząc się do czasów nowożytnych, wskazałbym dwa dzieła
literackie istotne dla omawianej kwestii, a mianowicie Zbożną biesiadę
Erazma z Rotterdamu i Il
Cortegiano Baldassarra Castiglionego, który dotarł do nas jako
Dworzanin Polski w spolszczonej wersji pióra Łukasza Górnickiego. Mówię o wersji
spolszczonej, by przypomnieć, że mamy tu do czynienia z nie tyle
z przekładem, ile z adaptacją, w dodatku poddaną swoistej
cenzurze, jako że celowo pominięte są partie oryginału z udziałem
kobiet. W realiach ówczesnych polskich obyczajów za gorszące uznano
by uczestnictwo kobiet w tego typu spotkaniu. Przypomnijmy, że św.
Tomasz z Akwinu w Wykładzie
pacierza
jako jedną z porad, jak uniknąć grzechu cudzołóstwa, wymienia unikanie
biesiadowania wespół z obcymi kobietami, a tym bardziej wspólne
z nimi picie wina.
Dzieło
Castiglionego stawia sobie za cel przeniesienie ideałów rycerskich
związanych z surowymi warunkami życia wojennego na grunt pokojowego
spędzania czasu na dworze. Autor ukazuje wzorzec złagodzenia obyczajów,
zamianę szermierki przy użyciu śmiercionośnej broni na szermierkę słowną –
zręczność i ogładę wysławiania się, refleks znajdowania stosownej riposty.
Agoniczny moment rywalizacji, który znany był już w greckiej dyspucie filozofiicznej,
miał łączyć się z dworskim wyrafinowaniem i wysoką kulturą
humanistyczną właściwą dla epoki renesansu. Współczesny nam Richard Rorty
w swej książce Obiektywność, relatywizm prawda pisze, iż: ‘filozofia’
to właśnie to, do czego kultura staje się zdolna, […] gdy przeobraża się
w kulturę na tyle próżniaczą i cywilizowaną, by mogła opierać
się na niewyartykułowanej wiedzy, by kodyfikację mogła zastępować
phronesis, a podboje – rozmowa. Ch. Taylor stwierdza,
że w rozważaniach Kartezjusza duch rycerskiej etyki honoru ulega
uwewnętrznieniu, to znaczy postrzeganie własnej wartości nie polega już
na zdobywaniu sławy pośród innych ludzi, lecz rodzi się w prywatnej
samoocenie – „poczuciu wartości w naszych własnych oczach”. Neostoickie motywy etyki
Kartezjusza cechują się jednak ważnym przewartościowaniem, odróżniającym je
względem ich starożytnych źródeł. Dla Epikteta czy Seneki istotnym
wyznacznikiem ideału moralnego był wewnętrzny ład duszy osiągnięty dzięki
wyzwoleniu się od namiętności poprzez uzyskanie harmonii z rozumnym
uniwersum. W koncepcji Kartezjusza również odnajdujemy postulat
wewnętrznego spokoju, jednak ma on odmienną podstawę. Opiera się bowiem na poczuciu
pewności wynikającym z dopełnienia wszystkich zobowiązań dotyczących
samokontroli. Jest to spokój, poczucie niezależności (również na pozór
bliskie starożytnym stoikom), jednak oparte na instrumentalnym stosunku
do świata i ciała. Taylor przytacza fragment listu do królowej
Krystyny: „spokój umysłu i satysfakcję wewnętrzną, jaką odczuwają
w sobie ci, którzy wiedzą, że nie zaniedbali nigdy uczynić jak
najlepiej wszystkiego”. W dalszym ciągu swoich
analiz Taylor wskazuje na pojawiający się nowy wątek, mianowicie kwestię
siły i władzy. Panowanie nad sobą jest dowodem silnego ducha, zdolnego
okiełznać najbardziej gwałtowne i niepohamowane uczucia. Przeciwnie, łatwe
uleganie emocjom jest przejawem słabości. Zatem cnoty rycerskie, niezbędne
na polu walki, przeniesione zostały do sfery wewnętrznej. Bohaterstwo
manifestuje się teraz w niezłomnej postawie rozumu względem namiętności.
Przypomina się w tym miejscu tytuł sonetu Mikołaja Sępa Szarzyńskiego O wojnie naszej, którą wiedziemy
z szatanem, światem i ciałem, napisanego jeszcze za życia
Jana Kochanowskiego, lecz zwiastującego już nastrój moralnego niepokoju
właściwego nadchodzącej epoce baroku. U Taylora czytamy:
Siła,
stanowczość, zdecydowanie, opanowanie, charakterystyczne cechy należące
do zestawu cnót wojownika-arystokraty zostały przeniesione do wnętrza.
Ich przejawem nie są już mężne czyny militarne dokonywane w przestrzeni
publicznej, lecz raczej wewnętrzna dominacja myśli nad uczuciami.
Z kolei Nowoczesnych imaginariach społecznych Taylor pisze:
Nowy dżentelmen
nie potrzebował już szkolenia wojskowego, ale edukacji humanistycznej, która
pozwoliłaby mu zostać cywilnym zarządcą. […] Trzeba było pielęgnować takie
zdolności, jak autoprezentacja, retoryka, perswazja, umiejętność zyskiwania
sobie przyjaciół, robienia wrażenia, zdobywania przychylności, bycia ujmującym
[…] Stąd też duże znaczenie edukacji humanistycznej elit. Zamiast uczyć
chłopca, jak walczyć na kopie, zachęć go do czytania Erazma
z Rotterdamu albo Balthasara Castiglionego, tak żeby wiedział, jak mówić
poprawnie, robić dobre wrażenie, przekonywająco konwersować z innymi
w wielu rozmaitych sytuacjach.
Przypomnijmy
staropolski sens słowa dowcip, które dziś w mowie potocznej zwykło się
wiązać z wypowiedzią o nacechowaniu humorystycznym. „Dowcip” znaczył
mniej więcej to, co dziś na co dzień określamy mianem inteligencji. Gdy
mówimy np. o inteligentnej rozmowie, właśnie takiej, która ma w sobie
coś z zaskoczenia, błyskotliwego odparowania „ciosu”. Ten sens słowa
dowcip znajdujemy w Trylogii
Sienkiewicza. Tak też narodziła się kultura salonu, która od warstw
arystokratycznych promieniowała na coraz szersze kręgi oświeconego
społeczeństwa. Drobny poczęstunek zawsze szedł w parze z elegancką
rozmową na tematy wykraczające poza horyzont codzienności, dającą okazję
do wykazania się zarówno ogładą towarzyską, jak również wiedzą. Prawdziwym
pokarmem dobrego spotkania był więc pokarm duchowy.
O
hermeneutycznym aspekcie rozmowy pisał w Prawdzie i metodzie H.-G.
Gadamer, podkreślając jej spontaniczność i wydarzeniowość. Jego zdaniem
prawdziwa rozmowa ma charakter gry, w tym sensie, że jej rezultat
nigdy nie jest z góry określony, że nie istnieje żaden algorytm czy
wzór, według którego można by rozmowę zaplanować. Jeśli jest programowo zainscenizowana,
traci swoją autentyczność, a więc swój twórczy walor, który Gadamer uważa
za najistotniejszy, wiążąc go z tym, co w innym kontekście określa
mianem „przyrostu Bytu”. Pisze on:
[…]
im prawdziwsza rozmowa, tym mniej jej prowadzenie zależy od jej uczestników.
Tak więc prawdziwa rozmowa nigdy nie przebiega tak, jak chcieliśmy ja
poprowadzić. […] Co „wyjdzie” w rozmowie nikt z góry nie wie.
Porozumienie lub jego utrata są czymś, co nam się niejako przydarza.
Rozmowa
może się udać lub nie – wydarza się bowiem jak przyjaźń albo miłość. By rozmowa
mogła dojść do skutku, muszą zostać jednak spełnione pewne warunki natury
obiektywnej. Partnerzy muszą kierować uwagę zarówno ku sobie, jak i ku
rzeczy, której rozmowa dotyczy. Ch. Taylor w Źródłach podmiotowości pisze:
Istotna
jest w tym miejscu kluczowa cecha rozmowy, taka mianowicie,
że rozmawiając o pewnym przedmiocie, czynimy go wspólnym przedmiotem
dla nas obu.
Charles
Taylor, którego filozofia bardzo wiele zawdzięcza tradycji hermeneutyki
filozoficznej, pisze w swych Źródłach podmiotowości, że ludzka
tożsamość kształtuje się w sieciach rozmowy, że to, kim jesteśmy,
konstytuuje się poprzez relacje, w jakie wchodzimy z innymi osobami
poprzez dialog. Czytamy:
[…]
nie można być podmiotem całkowicie samodzielnie. Jestem podmiotem jedynie
w relacji do innych rozmówców. […] Podmiotowość istnieje jedynie
w obrębie czegoś, co nazywam „sieciami rozmowy”.
Moja
autodefinicja rozumiana jest jako odpowiedź na pytanie „Kim jestem”. To
pytanie czerpie swoje pierwotne znaczenie z rozmowy między ludźmi.
Określam to, kim jestem, przez określenie miejsca, z którego mówię,
miejsca w drzewie genealogicznym, w przestrzeni społecznej,
w geografii społecznych pozycji i funkcji w intymnych związkach
z ludźmi, których kocham, oraz, co nie mniej ważne, w przestrzeni
moralnej i duchowej orientacji, wewnątrz której wchodzę w najistotniejsze
dla mojego życia związki. Włodzimierz Lorenc,
komentując poglądy Taylora, pisze, że podmiotami jesteśmy:
„[...]
w ramach dialogicznej wspólnoty z innymi, człowieka jako jednostkę
kształtują rozmowy z innymi ludźmi. […] Dlatego właśnie bycie podmiotem
możliwe jest tylko pośród innych podmiotów. Nawet samo znaczenie pytania
o to, kim jestem, dodaje Taylor, czerpie swój sens z rozmowy
przebiegającej pomiędzy ludźmi […]. Osobami możemy więc być tylko dzięki
wprowadzeniu w język przez ludzi, którzy nas wychowują. Bez języka nie
wiedzielibyśmy po prostu, co przeżywamy.
Jednak
dla dobrej rozmowy istotne okazuje się pewne jej zaplecze, obejmujące rozmaite
czynniki – od topografii domostwa, przez kulturowo utrwalone nawyki
konwersacji, troskę o minimum ciszy, właściwe miejsce muzyki – będące
warunkiem uważnego słuchania i koncentracji na osobie rozmówcy.
Gombrowicz wyraził myśl, że pewne stany ducha w określonych
okolicznościach w ogóle nie mogą dojść do skutku. Współczesny
człowiek otoczony, a można by rzec osaczony przez nowoczesne media często
nie ma warunków do prowadzenia autentycznej rozmowy. Wielu z nas
miało okazję uczestniczyć w spotkaniach towarzyskich, podczas których właściwie
się nie rozmawia. Albo ogłuszająca muzyka, albo włączony telewizor (czasem
jedno i drugie jednocześnie) sprawiają, że uczestnicy spotkania,
jeśli w ogóle są w stanie się ze sobą porozumiewać, to co najwyżej
w kodzie ograniczonym w rozumieniu B. Bernsteina. Nie jest
o wina samych technologii, mediów, lecz miejsca, jakie się im przyznaje
w przestrzeni komunikacji czy po prostu w topografii
zamieszkiwanego wnętrza. Spotkanie przy stole to nie tylko odświętna uczta, ale
przede wszystkim codzienne obiady, kolacje w kręgu rodziny lub przyjaciół.
I to jest właśnie międzyludzka przestrzeń, w której na bieżąco
komentuje się osobiste problemy, a także sprawy życia publicznego. Tu
właśnie rodzi się i rezyduje zarazem wspólnotowe doświadczenie świata.
Spotkania, podczas których implicite przyjmuje się wspólne (często
nieuświadomione) założenia, są tym miejscem, z którego kiełkuje nasza
tożsamość. Jak roślina drobną siecią włosowatych korzonków zakotwicza się
w glebie, tak my wyrastamy z „sieci rozmów”, które ma na myśli
cytowany uprzednio Ch. Taylor. I właśnie ta przestrzeń, w której rodzi się
wspólnotowy sens, została zaatakowana szczególnie dotkliwie przez wszechobecne
i nachalne środki masowego przekazu. Jednym z najgorszych wrogów
dobrej rozmowy jest telewizja. Nawet przy wyciszonym odbiorniku świecący
i migoczący ekran rozprasza uwagę, ponieważ jest źródłem silniejszych
bodźców niż niuanse mimiki twarzy czy głębia spojrzenia rozmówcy. Nasz wzrok
ucieka mimo woli w kierunku ekranu i choć rozmowa toczy się dalej,
mamy wrażenie, że środek ciężkości relacji ja–ty znalazł się gdzie
indziej. Czasem potrzebna jest cisza i brak jakichkolwiek bodźców
odwracających uwagę (stan niekiedy odczuwany jako uciążliwy), by dać szansę
inwencji nawiązania rozmowy, czasem udanej, czasem nie. Cisza, gdy nic się nie
dzieje, prowokuje do podjęcia wysiłku inicjatywy towarzyskiej zupełnie
innego typu niż w sytuacji, gdy każdy z obecnych może uciec
w bierne śledzenie ekranu. Już sama decyzja o włączeniu lub wyłączeniu
urządzenia staje się konfliktogenna. Dodatkowy problem tkwi w tym,
że żaden spiker nie powie na antenie: „Wyłącz odbiornik, porozmawiaj
spokojnie z bliskimi, pomyśl, wsłuchaj się w swój monolog
wewnętrzny”. Taki spiker natychmiast straciły pracę, ponieważ w interesie
mediów jest autoreklama, pośrednio w celu promowania materiałów
reklamowych, z których utrzymują się media. W ten sposób powstaje
zaklęty krąg. Allan Bloom w książce Umysł
zamknięty pisze:
Ludzie
wspólnie posilają się, bawią i podróżują, lecz wspólnie nie myślą.
W bardzo nielicznych domach istnieje jakieś życie intelektualne, nie
mówiąc już o takim, które dotykałoby najistotniejszych problemów ludzkiego
losu. Szczytowym momentem życia intelektualnego jest ogadanie telewizji
edukacyjnej.
I
dalej:
Wraz
z nieustanną nowością wszystkiego i niestrudzonym przenoszeniem się
z miejsca na miejsce najpierw radio, a potem telewizja
zaatakowały i zburzyły prywatność domu, prawdziwą amerykańską prywatność,
która pozwala na rozwój wyższego i bardziej niezależnego życia
w ramach społeczeństwa demokratycznego. Rodzice nie sprawują kontroli nad
atmosferą w domu, a nawet nie mają ochoty podejmować takich prób.
Z wielką subtelnością telewizja wkracza nie tylko do pokoju, ale
w gusta starych i młodych, odwołując się do tego, co sprawia
natychmiastową przyjemność, a podkopując wszystko, co w jej
doznawaniu przeszkadza. Nietzsche powiedział, że gazeta codzienna zajęła
w życiu współczesnego mieszczanina miejsce modlitwy, a zatem, co jest
pospieszne, tandetne i przemijające wyparło z codzienności wieczność.
Teraz gazetę zastąpiła telewizja. Niepokoi mnie tutaj nie tyle niska jakość programów,
ile niewyobrażalność modelu życia rodziny, który harmonijnie łączyłby
przyjemności i naukę, a zarazem pozostał na uboczu kultury masowej
i oparł się wizjom tego, co interesujące i godne naśladowania,
a co bombarduje rodzinę w jej własnym domu.
Poruszając
niniejszy temat, pragnę stwierdzić, że nie zgadzam się z tezą M.
McLuhana, przynajmniej z jej mocno deterministyczną interpretacją, zgodnie
z którą pojawienie się nowych środków komunikacji bezwzględnie przesądza
o kształcie naszej kultury. Owszem, pojawiają się tendencje i mody,
jednak od nas zależy, czy utrwalą się one i zakrzepną w trwałe wzorce
społecznych zachowań, czy też zostaną odrzucone i naznaczone jako przejawy
bezguścia. Jako dobry przykład może posłużyć sposób, w jaki
w niektórych krajach tzw. starej Europy rozwiązuje się problem
uzależnienia od Internetu. Otóż do dobrego tonu należy taka instalacja
domowego łącza, która daje dostęp do sieci na krótko, wyłącznie
o określonych porach, np. 2 godziny na dobę. Nie jest to rozwiązanie
wynikające z jakiejś formy administracyjnej prohibicji, lecz jest kwestią
świadomego wyboru opartego o poczucie smaku. Co więcej, w ramach
szerokiej oferty usług firm telekomunikacyjnych opisywane rozwiązanie krótkiego
dostępu, należy do droższych, podobnie jak droższe są bardziej szlachetne
gatunki wina. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że problem
zakłóceń, braku kultury rozmowy znany był dużo wcześniej. Współczesne
radioodbiorniki i inne urządzenia są groźniejsze o tyle, że przy
minimalnym zużyciu energii potrafi ą być aktywne praktycznie bezustannie.
Na ekranie wciąż włączonego telewizora pojawia się coraz to nowy spiker,
kolejny fi lm etc. Dawniej nieproszony muzykant bądź uprzykrzony gaduła, będąc
tylko człowiekiem, kończył swą uciążliwą aktywność wtedy, gdy się
po prostu zmęczył. Dzisiejszy radioodbiornik nie zamilknie nigdy,
a bateryjki są stosunkowo tanie. Jednak, tak jak zawsze mamy swobodę
zapraszania i tolerowania uciążliwych gości, tak też w ostateczności
od nas zależy aranżacja wnętrza – również ta audiowizualna. Potrafi my
zrezygnować z powieszenia na ścianie obrazu, który jest kiczem,
możemy więc też nie umieszczać telewizora tam, gdzie przeżywamy najistotniejsze
chwile swojego życia. I nie łudźmy się, że gdy jesteśmy zmęczeni,
migoczący ekran przynosi nam ulgę – że w ten sposób odpoczywamy. Jeden
papieros też w pierwszej chwili daje poczucie odprężenia. Jednak długotrwałe
palenie (oprócz innych niebezpieczeństw) powoduje, że jesteśmy
permanentnie podtruci dwutlenkiem węgla. Pamiętamy, co na ten temat pisał
Witkacy w Narkotykach. By podkreślić,
że wina nie leży po stronie nowych mediów, które pojawiły się
stosunkowo niedawno, oraz że problem dotyczy przede wszystkim naszej
kultury konwersacji przy stole (czyli tego, na co mamy wpływ), możemy
sięgnąć po przykłady z literatury staropolskiej. Warto zwrócić uwagę,
że już Mikołaj Rej w swych poezjach dał dowód głębokiego wyczucia
problemów, które dziś objawiły się nieznanej niegdyś skali. Pisał o tym, jak
hałaśliwa muzyka potrafiła popsuć ucztę,
rozmowę, której urok miał polegać głównie doznawaniu przyjemności
intelektualnych. Myślę, że warto przytoczyć w kilku szerszych
fragmentach słowa poety, którego twórczość została nieco przyćmiona
w historii literatury polskiej przez geniusz Jana Kochanowskiego.
Azaż to nie
piękniejsza bywa krotochwila
Sięść sobie
z kilkiem osób, kiedy wolna chwila,
I mieć sobie, nie
wrzeszcząc poczciwe rozmowy,
Gdzie wżdy skąd co
przypadnie, że wżdy k
Rozumowi. Albo
przeczyść kilka kart onych dziejów dawnych,
Nasłuchać się
zwyczajów zacnych ludzi sławnych,
Którzy światem
dziwnie rozumem władali,
A swym poczciwym
stanom wieczną sławę dali. […]
Tam on sławny
Cycero rozmówi się z tobą,
Najdziesz
w poczciwych sprawach, co masz czynić z sobą.
Tam Kurcyjusz,
Seneka, Homerus, tam Plato.
Żeby on próżnujący
mógł wiele dać za to,
By z tymi
towarzyszami miał dobrą rozmowę,
Miałby snadź
weselszą myśl wolniejszą głowę
Niźli z ona
wrzeszczącą szaloną gromadą.
Nie wiem, kto
mądry nazwał to biesiadą,
Gdzie się więc już
każdemu rozum we łbie mieli
Jeno w klozie
takowa miewają szaleni.
[…]
I muzyczkać
pomierna nic przy tym nie wadzi,
A zacni pospolicie
słuchają jej radzi,
Ale iżby jako wół
we łbie nie huczała
A poczciwych
rozmówek im nie przekażała.
A takieć więc
biesiady nic nie zawadzają,
Gdy się
na nie poczciwi pospołu schadzają.
Gdyby przy dobrej
myśli wżdy ćwiczenia były,
Aby się darmo
czasy marnie nie traciły!
Muzyka wszeteczna
A kozi róg
za uchem jako świnia wrzeszczy,
W bęben tłuką, by
w pudło, aż więc we łbie trzeszczy.
Stół uleją
i ławy, siedzą jako w łaźni,
A sami poszaleją
jako inni błaźni.
[…]
A więc krotochwila, a więc to biesiada!
Oszaleje więc takiej
głowa bardzo rada
Choć
nie było wówczas samoczynnie działających urządzeń emitujących głośną
i nadmiarową muzykę, poeta zauważył destruktywny wpływ hałaśliwej
atmosfery i na kulturę i może w ogóle racjonalny aspekt
towarzyskich spotkań przy stole. W dzisiejszych czasach telewizja czy
bezustannie włączone radio zabijają duchowość właśnie wtedy, kiedy ludzie są
razem w sytuacji sprzyjającej nawiązaniu dialogu, czyli pełniejszego
rozkwitu własnych osobowości w kontakcie z najbliższymi. Sam fakt,
że dana grupa osób fizycznie przebywa razem w bliskiej odległości,
nie stanowi jeszcze o wspólnocie. Barak, plac apelowy w obozie pracy,
kolejka po mięso, kiedy ludzie się nienawidzą i zamiast pomnażać swe
indywidualne potencjały, postrzegają się nawzajem jako zawadę, przeszkodę – to
przecież także zdegenerowane formy „wspólnoty”. Nowoczesna przestrzeń
zamieszkania, ukształtowana, jak pisze Taylor, ok. XVII w., dająca
jednostkom możliwości indywidualnego spędzania czasu (np. cichej lektury
o charakterze medytacyjnego transu), wcale nie implikuje „złej”
atomizacji, braku solidarności, zaniku odpowiedzialności za siebie
nawzajem. Tych pojęć nie należy mylić. Ludzie potrzebują względnego
przestrzennego dystansu (wizualnego i akustycznego) po to, by tym
chętniej spotykać się w sytuacji wspólnego posiłku czy wieczornej
pogawędki, przynosząc ze sobą niczym skarby to, co przemyśleli lub przeczytali
w odosobnieniu. Telewizja uderza właśnie w ten najczulszy punkt –
dezintegruje wspólnotę w chwilach, w których ma ona szansę zaistnieć
w całej swojej pełni. To, czy zapanujemy nad technologią, która niszczy
kulturę rozmowy przy stole, czy kulturę rozmowy w ogóle, nawet tej
z samym sobą, zależy wyłącznie od nas. Jeśli dopuścimy się zaniedbania, skutki
mogą być fatalne. To nie wojna nuklearna, zatrucie środowiska naturalnego czy
wyczerpanie zasobów, lecz atomizacja społeczna, śmierć rozmowy i rozpad
wspólnoty „skręci łeb cywilizacji – zresztą łagodnie”, jak wyraził się kiedyś
Stanisław Lem.
Bibliografia
BLOOM Allan, Umysł zamknięty, tłum. T. Bieroń,
Poznań: Zysk i Sk-a 1997.
DESCARTES René, Namiętności duszy, tłum L. Chmaj,
Warszawa: PWN 1958.
ERAZM z Rotterdamu, Zbożna biesiada, [w:] idem, Trzy rozprawy, tłum. J. Domański,
Warszawa: PAX 1990.
GADAMER Hugo-Georg, Prawda i metoda, tłum. B. Baran,
Kraków: Inter Esse 1993.
GÓRNICKI Łukasz, Dworzanin Polski, oprac. R. Polak,
Wrocław: Ossolineum 2004.
HORACY, Dwadzieścia dwie ody, tłum. A. Ważyk,
Wrocław: Ossolineum 2004.
LEM Stanisław, Profesor Dońda, [w:] idem, Maska, Kraków: Wydawnictwo Literackie
1976.
LORENC Włodzimierz, Hermeneutyczne koncepcje człowieka, Warszawa:
Wydawnictwo Scholar 2003. REJ Mikołaj, Wybór Pism, [w:] „Biblioteka Klasyki
Polskiej i Obcej”, Warszawa: PIW 1975.
RORTY Richard, Obiektywność, relatywizm prawda, tłum.
J. Margański, Warszawa: Fundacja Aletheia 1999.
TAYLOR Charles, Nowoczesne imaginaria społeczne, tłum.
A. Puchejda, K. Szymaniak, Kraków: Znak 2010.
—, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, tłum.
M. Gruszczyński, O. Latek, A. Lipszyc i in., Warszawa: PWN 2012.
Św. TOMASZ z Akwinu,
Wykład pacierza, tłum. K Suszydło OP,
ks. M. Starowieyski, W. Giertych OP, Poznań: wyd. W Drodze 1987.
WITKIEWICZ Stanisław
Ignacy, Narkotyki, Warszawa:
Wydawnictwo Przedświt 1990.
Artykuł zamieszczony w
monografii Kuchnia i stół w komunikacji
społecznej Tekst, dyskurs, kultura, Redakcja naukowa: Waldemar Żarski przy
współpracy Tomasza Piaseckiego, Publikacja dofinansowana ze środków Wydziału
Filologicznego i Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego ©
Copyright by Waldemar Żarski, Tomasz Piasecki & Oficyna Wydawnicza ATUT, ISBN
978-83-7977-212-4, Wrocław 2016.
ERAZM
z Rotterdamu, Zbożna biesiada, [w:] idem, Trzy rozprawy, tłum. J.
Domański, Warszawa: PAX 1990.
René
DESCARTES, List do Krystyny z 20 listopada 1647 r., [w:] Charles
TAYLOR, Źródła…, op. cit., s. 286.
S. LEM, Profesor Dońda, [w:] idem, Maska, Kraków: Wydawnictwo Literackie
1976, s. 73.