Ziemia jest naszym ogromnym szpitalem,
Który milioner zrujnowany wzniósł
Gdzie każdy zdrowy umiera powoli
Wśród absolutnej ojcowskiej kontroli
Która nas nie opuści a w końcu wyzwoli[1]
T. S. Eliot
Do
dziś pamiętam zorganizowaną w Dworze Karwacjanów wystawę zatytułowaną Gorliczanie[2].
Zgromadzono na niej stare dziewiętnastowiecznej meble, dawne stroje, fotografie
ukazujące mieszkańców miasta oraz widoki ulic sprzed I i II wojny światowej. Na
jednym ze zdjęć – widoczny nieistniejący już „most wiszący” – kładka nad ulicą,
która biegnie w dół – stalowa konstrukcja charakterystyczna dla stylu
budownictwa fabryk, dworców kolejowych z czasów monarchii austro-węgierskiej. Poniżej postać
utrwalona w biegu, drzewa pokryte liśćmi – widać było lato. Nie ma już tych
liści, nie ma już tych drzew ani osoby, której cień kładł się przez moment na
chodniku rozświetlonym tamtym słońcem. Dawno miniona chwila, uchwycona za
pomocą aparatu fotograficznego, który miał wówczas rangę wielkiego wynalazku.
Zdjęć nie mógł robić każdy. Nie było też jeszcze fotograficznego banału, gadaniny, jak w czasach dzisiejszych
smartfonów.
Przestrzeń
sali wystawowej zaaranżowana była na sposób sceniczny. W różnych jej zakątkach
zainstalowano figury przedstawiające przechodniów – postaci w skali 1:1. Były
to płaskie manekiny, wycięte z grubego kartonu w kształt ludzkich sylwetek, na
które naklejono fotogramy – wizerunki osób sprzed stu lat. Można było
przechadzać się pośród nich, mijając Żydów w charakterystycznych strojach,
wiejskie kobieciny z chustkami na głowach, które przyjechały na wtorkowy
jarmark, by sprzedać jajka, sery, owoce, byli zacni obywatele miasta, damy w
eleganckich sukniach belle epoque.
Postaci
chyba nie przypadkiem były płaskie. Tak bowiem, w jednym rzucie oka postrzegamy
ludzi mijanych na ulicy. Pamiętamy, że wg Tadeusza Kantora, pamięć nie
rejestruje ciągów zdarzeń w sposób sekwencyjny, na sposób „filmowy”. Nasza
pamięć przeszłości opiera się na zbiorze utrwalonych stopklatek. Obrazy „stoją”
we wspomnieniu wraz z porą roku, jakimś charakterystycznym szczegółem miejsca i
paroma innymi detalami, które przypadkowo zapamiętane łącznie, nagle nabrały
znaczenia na resztę naszego życia. Tak narasta w nas tkanka pamięci,
przywiązanie do miejsca, wspólnoty. Wystawa poświęcona była epoce odległej,
jednak jej metaforyczne przesłanie oświetla w równej mierze nasz sposób
utrwalania wspomnień, naszą aktualną tożsamość. To ci, którzy przeminęli,
spotykani na ulicach miasta, z których tak wielu, znaliśmy zaledwie z
widzenia, a potem, nawet nie potrafimy
dokładnie ustalić od kiedy, przestaliśmy ich spotykać. Ulica zdaje się jak
rzeka która zmienia się kropla po kropli a nam się wydaje, że ulicami płyną
wciąż ci sami ludzie. Kiedyś, idąc przez rynek, zdawało mi się że widzę mojego kolegę z klasy z podstawówki. Takiego
samego ucznia, tyle że ze współczesnym kolorowym plecakiem zamiast dawnych
tornistrów. Okazało się, że to jego syn, tak bardzo do niego podobny.
W
popołudniowym słońcu w sali Dworu Karwacjanów lśniły szyby kredensu, kieliszki,
patery, zastawy stołowe. Eksponaty zgromadzone nie tyle jako cenne zabytki,
lecz jako świadectwo zwyczajnego życia z lat, które minęły. Laski, binokle,
czapki, damskie toczki i kapelusze słomiane. Była nawet haftowana wyprawka dla
niemowlęcia, pożółkły czepeczek, wyprasowane wdzianko ułożone w kostkę.
Przedmioty porzucone przez nieobecnych, którzy, jak się zdaje, byli tu tylko
przelotem. Gdy oglądałem tę wystawę, najbardziej przejmująca była dla mnie ta świadomość,
że oni wszyscy już nie żyją – nie mogą
już żyć, ponieważ minęło ponad sto lat. I nie w tym rzecz, że wielu zginęło w
dwóch wojnach, wielu zmarło na grypę hiszpańską, Żydów wymordowano masowo i z
premedytacją. Nie wszystkich zabiła wojna, choroba, czy władza nieludzka, lecz...
czas. Jednak te przedmioty – dobytek, który pozostawili – dziś bezpański,
przypomina setki butów, okularów w muzeum Auschwitz.
Mam
przed oczyma gorlicki cmentarz, na którym kiedyś było tyle drzew – chłód
cienistych alejek, kamienne pomniki porosłe zielonym nalotem. Pośród gałęzi, w
dziuplach starych pni mieszkały sowy. Pohukiwały nocą. Liście zasłaniały
światło ulicznych latarni i w głębi cmentarza, pośród grobów panowała ciemność.
Czasem, w jakimś zakamarku migotała gdzieś w oddali pojedyncza świeczka. Ciemność
była nieoświecona nowoczesnym,
bezdusznym światłem. Przez wiele lat drzewa stopniowo wycinano, nie wiem
dlaczego, bo niemal wszystkie były zdrowe. Stare tuje o niewysokich
zdrewniałych pniach, nikomu nie mogły zaszkodzić, nawet w razie wichury. Rosły też wielkie kasztanowce. Gdy byłem
dzieckiem, chodziliśmy z ojcem każdej jesieni, by zbierać lśniące, brunatne
klejnoty. Mój ojciec zmarł, a ja chodziłem pod te same drzewa ze swoim synem.
Dziś pozostało niewiele drzew. Z daleka cmentarz wygląda jak chaotyczne rumowisko, wystawione spiekotę słońca.
Grobowce niegdyś wyniosłe i tajemnicze w swej starości, zdają teraz jakieś
pokrzywione, byle jakie... małe. Być może to dawne dostojeństwo, jakiego
dodawały im wysokie drzewa, brało się naiwnego sentymentalizmu. Może taka ma
być ta nowoczesność, odkrywcza poprzez rozwianie złudzeń, likwidację
nastrojowych scenerii, po to, by mówić autentyczną i bezlitosną prawdę o marności śmierci. Ta
sterta kamieni, w którą zmienił się ogołocony cmentarz, przypominać może
skalistą Golgotę zanim nastąpiło Zmartwychwstanie. Ci, który zniszczyli
romantyczny „park”, nie wiedząc co czynią,
przyłożyli rękę do ujawnienia czegoś bardzo ważnego. Może cały postmodernizm to
jedna z największych kapitulacji rozumu, może bardziej drastyczna, niż
deklaracje Kierkegaarda czy Szestowa. Tamci tylko mówili, dziś oni – ironiczni
wobec przeszłości, zarazem na swój sposób bezmyślni technokraci, po prostu to robią.
Od
praczasów człowiek – stojąc przed obliczem
śmierci, niepojętym i absurdalnym – usiłował zakotwiczyć swoją
wyobraźnię o kamień nagrobny, pamiątki po zmarłych. Próbując pocieszyć bliską
nam osobę, która przeżywa rozpacz po stracie kogoś jej drogiego, jesteśmy
bezradni, Stoimy niczym wobec bańki
bólu, która musi samotnie przeżyć swe cierpienie.
Leży
przede mną katalog wystawy fotografii Bogdana Konopki z wystawy Szara pamięć[3].
Tematem są cmentarze wojenne z okresu bitwy pod Gorlicami. Gra czerni i bieli, statyczne
zapatrzenie w jakąś nieprzeniknioną dal ewokują nastrój doświadczenia
metafizycznego. Zapatrzenie bezradne, zapatrzenie w oblicze tego, co
nieuchronne i nie dającego się odwrócić losu. Fotografie Konopki zdają się wciągać
widza jak gdyby w otchłań. Choć ukazują surowe przedmioty, odnosimy wrażenie, że spoglądamy niejako
bezdenną studnię w bezkresną otchłań nieskończonej podzielności. W tej serii
prac autora obecna jest rozpacz. Bezwymiarowa chwila, która od ludzkiej strony,
jest negatywem wieczności. Próbując pocieszyć bliską nam osobę, która opłakuje
stratę kogoś jej drogiego, jesteśmy
bezradni, Stoimy niczym wobec bańki bólu, która musi samotnie przeżyć swe
cierpienie. Przypomina
się obraz Władysława Ślewińskiego Sierota
z Poronina i zrozpaczone oczy dziecka. Pod pewnym względem, cała wymowa
tego obrazu wyczerpuje się w tym szklistym spojrzeniu. Obiektyw aparatu Konopki zdaje się „patrzeć” w podobny sposób.
Na
żołnierskich mogiłach beztroska wiosenna roślinność. Przekwitnięte kwiatostany
mniszka lekarskiego – dmuchawce z tysiącami nasion „spadochroniarzy”, gotowych
do odlotu za pierwszym mocniejszym porywem wiatru. Na innej fotografii,
wpółotwarta żelazna furtka, za nią krótka, rozświetlona alejka pośród grobów i
dalej, na wprost – otwarta czarna jama wiodąca w głąb lasu – w ciemność.
Nietrudno odkryć metaforę zawartą w tym zdjęciu. W pewnym wieku odkrywamy, że
życie jest krótkim przejściem pomiędzy grobami, tych , którzy szli przed nami.
Po
stu latach bitwa pod Gorlicami zmieniła się w mit. Oznacza to, że nikt już nie
cierpi po stracie swych bliskich, ponieważ wszyscy już dano pomarli – nawet ci,
którym dane było szczęśliwie wrócić z wojny. Związki późniejszych przyczyn i
skutków nawarstwiły się od tamtego czasu niczym ziemia kryjąca poległych. Minęły
pokolenia, wdało się tyle niezależnych okoliczności, że z punktu widzenia
indywidualnego losu, nie ma już sensu rozpaczliwe dociekanie: „Co by było, gdy
on wtedy...?” Zresztą niema już nikogo, kto by pamiętał łzy radości, rozpaczy,
niepokój – „czy wróci?”
Dlatego
młodzi mogą bawić się w rekonstrukcję bitwy, jeśli nie na wesoło, to
przynajmniej „sportowo” urządzać maskaradę tak, jak równie dobrze mogliby inscenizować
turnieje rycerskie sprzed siedmiu stuleci.
Ostatnio
w Dworze Karwacjanów otwarto wystawę fotografii Roberta Huka pt. Fiat lux. Dzień pierwszy. (Niech się stanie
światłość)/ Fotografia [4].
Ekspozycja ta wymaga oddzielnego studium, jednak spośród wielu prac, jedna
szczególnie zapadła mi w pamięć. Cały kadr wypełnia odrapany mur, na którym
oderwane płaty tynku odsłaniające zmurszałą cegłę, przypadkowo układają się w
zarys sylwetek dwóch postaci. Jedna jest mniejsza, druga nieco większa. To, co
się ukazuje, przypomina dwoje starych ludzi, którzy odeszli, niejako wraz ze
swoim czasem. Odeszli spokojnie tak, jak powoli niszczeją ściany domów, rzeczy.
Pozostał po nich niemy ślad. Jest jednak
pewne ciepło, tęsknota w tym zdjęciu (choć, spotkałem się z opinią, że
to może przywodzić na myśl ludzkie cienie w ruinach Hiroszimy). Praca R. Huka
nie przedstawia jednak degradacji materii jako egzystencjalnej metafory.
Przynajmniej nie w takim sensie, w jakim czynili to fotografowie stalowych bram zardzewiałych. Ten mur jest ludzki.
Jest jak „fotograficzny negatyw” życia domowego, obraz, który powoli uwidacznia
wywoływacz czasu.
Literatura:
T.
S. Eliot, EAST COKKER (160) , tłum. K. Boczkowski w: Tenże Eliot, LSW Warszawa 1991
R. Huk, Fiat
lux. Dzień pierwszy. (Niech się stanie światłość). Dzień pierwszy. Robert Huk Fotografia.
Katalog wystawy http://www.muzeum.gorlice.pl/wydarzenia-kulturalne/art/robert-zygmunt-huk%20fotografia
(dostęp 30. 05. 2017).
B.
Konopka, Szara pamięć 1914-1918, wyd.
Grupa Arpi, Gorlice 1915.
[2] Muzeum
Dwory Karwacjanów i Gładyszów w Gorlicach, 29.04 14.06 "Gorliczanie" - wystawa fotografii i portretów główna sala, http://www.muzeum.gorlice.pl/wystawy-wydarzenia/harmonogramy/288-harmonogram-wystaw-czasowych-2005r (dostęp 30.
05. 2017.)
[3]Dom
Polsko-Słowacki Gorlice, Galeria, Szara Pamięć1914-1918 - Bogdan Konopka,
maj 2015, http://www.dompolskoslowacki.eu/index.php?l=pl&m=gorlice&s=galeria&id=134
(dostęp 30. 05. 2017.)
[4] Muzeum Dwory Karwacjanów i
Gładyszów w Gorlicach, Robert Huk, Fiat lux. Dzień pierwszy. (Niech się stanie
światłość)/ Fotografia. http://www.muzeum.gorlice.pl/wydarzenia-kulturalne/art/robert-zygmunt-huk%20fotografia
(dostęp 30. 05. 2017).
Szkic opublikowany w Rocznikach Uniwersytetu Rzeszowskiego "Warstwy" Nr1/2017 ISSN 2544-4824
Paweł Nowicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.