wtorek, 17 października 2017

Wspólnota stołu a problem dialogu w świecie współczesnych mediów


Słowa kluczowe: kuchnia i stół, rozmowa, spotkanie, nowe media
Key words: kitchen and dining, meeting, new media

Streszczenie

Celem niniejszego artykułu jest wskazanie najważniejszych dla tradycji europejskiej biblijnych, filozoficznych i literackich symboli spotkania przy stole. Ostatnia Wieczerza i Platoński Sympozjon stanowią niejako archetypy wspólnego posiłku, któremu towarzyszy doniosła rozmowa. Podkreślona jest waga konwersacji, a zrazem duchowego wymiaru spotkania przy posiłku jako istotnego czynnika scalającego ludzką wspólnotę. W dalszej części artykułu mowa jest o zagrożeniach, jakie dla więzi międzyludzkich stanowić mogą nowoczesne media i wynalazki w zakresie technologii teleinformatycznych. Zostaje postawiona teza, że głośna muzyka i telewizja powodują rozpad tradycyjnej wspólnoty dialogu przy stole. Proces ten nie jest jednak nieuchronny, ponieważ jak wszystkie ludzkie obyczaje zależy on od wychowania i prezentowania właściwych wzorców.

Abstract
The purpose of this article is to identify the most important for the European tradition of biblical, philosophical and literary symbols of meetings at the table. Last Supper and Plato’s Symposium, represent a kind archetypes common meal, accompanied by a reported conversation. Underlined is the weight of conversation scion spiritual dimension of meeting over a meal as an important assemblage human community. The rest of the article mentions the threats posed to interpersonal relationships may constitute a modern media and inventions in the field of ICT. It is placed thesis that loud music and television cause the breakdown of the traditional community dialogue at the table. This process is not inevitable, because, like all human conduct, it depends on the education and presenting appropriate models.

Wprowadzenie

Na wstępie postawmy sobie pytanie: czym dzielimy się ze sobą, kiedy wspólnie zasiadamy do stołu – pokarmem czy słowem? Wydaje się, że jednymi drugim, jednak wszyscy zdajemy sobie sprawę, że naprawdę wartościowe spotkanie przy posiłku zawsze wiąże się z inteligentną rozmową. To ona i duchowe spotkanie z drugim człowiekiem są nieodłącznymi składnikami biesiady, przyjęcia, codziennego domowego spotkania przy stole. Horacy w jednym ze swoich utworów[1] drwi z bogatego patrycjusza, który zapraszając na ucztę znamienitych gości, próbuje ich olśnić przepychem wnętrza, nudzi, opisując szczegóły przepisów kulinarnych, zachwala potrawy, natomiast nie potrafi  dać tego, czego zebrani spodziewali się najbardziej, a mianowicie nie umie nawiązać interesującej rozmowy. Jak wiemy, dla wykształconych Rzymian greckie dziedzictwo kulturowe – tradycja intelektualnych dysput – stanowiło niedościgły wzór. Od Epikura wiemy, że filozofowi za pokarm wystarczy garniec sera, byleby przyjacielska rozmowa toczyła się mądrze. Wszyscy pamiętamy epizod z życia Wisławy Szymborskiej, która zaprosiła gości na przyjęcie, podczas którego do zjedzenia były tylko skromne kanapki z serem. Czy była to aluzja do Epikura? W kulturze europejskiej da się wskazać dwa archetypowe wzorce spotkania przy stole, kiedy wspólne spożywanie pokarmu (także stosownej dawki alkoholu) pozostaje w ścisłym związku z rozmową, która, nie przekraczając formy codziennej relacji towarzyskiej, jest jednak dialogiem o uniwersalnej doniosłości. Mam na myśli Platoński Sympozjon i Ostatnią Wieczerzę, z której relację znajdujemy w Ewangeliach. W obu przypadkach uczestnicy spotykają się przy stole i w obu sytuacjach nie jest to żadna niezwykła uroczystość, uczta wydana ze specjalnej okazji (jak np. wesele w Kanie Galilejskiej). Jednak zarówno w uczcie opisanej przez Platona, jak również podczas Ostatniej Wieczerzy tym, co wysuwa się na pierwszy plan, jest szacunek dla słowa. Rozmowy toczone między zebranymi niosą słowa ważne – w pogańskim antyku dotyczą filozofii, piękna idei. Wszyscy pamiętamy, o czym dyskutują uczestnicy platońskiej biesiady. O miłości, która jest tęsknotą tego, co doczesne i marne, za tym, co wysokie wieczne i niezmienne, za światem idei. Miłość jest takim ruchem porywającym z dołu do góry niczym rozgrzane powietrze, które ciągnie wzwyż. Podczas Ostatniej Wieczerzy dokonuje się teologiczne misterium, uczestnicy otwierają się na inny, wyższy wymiar transcendencji, jednak i tutaj mamy do czynienia z posiłkiem, podczas którego padają bardzo ważne słowa. Odnosząc się do czasów nowożytnych, wskazałbym dwa dzieła literackie istotne dla omawianej kwestii, a mianowicie Zbożną biesiadę[2] Erazma z Rotterdamu i Il Cortegiano Baldassarra Castiglionego, który dotarł do nas jako Dworzanin Polski w spolszczonej wersji pióra Łukasza Górnickiego[3]. Mówię o wersji spolszczonej, by przypomnieć, że mamy tu do czynienia z nie tyle z przekładem, ile z adaptacją, w dodatku poddaną swoistej cenzurze, jako że celowo pominięte są partie oryginału z udziałem kobiet. W realiach ówczesnych polskich obyczajów za gorszące uznano by uczestnictwo kobiet w tego typu spotkaniu. Przypomnijmy, że św. Tomasz z Akwinu w Wykładzie pacierza[4] jako jedną z porad, jak uniknąć grzechu cudzołóstwa, wymienia unikanie biesiadowania wespół z obcymi kobietami, a tym bardziej wspólne z nimi picie wina[5].
Dzieło Castiglionego stawia sobie za cel przeniesienie ideałów rycerskich związanych z surowymi warunkami życia wojennego na grunt pokojowego spędzania czasu na dworze. Autor ukazuje wzorzec złagodzenia obyczajów, zamianę szermierki przy użyciu śmiercionośnej broni na szermierkę słowną – zręczność i ogładę wysławiania się, refleks znajdowania stosownej riposty. Agoniczny moment rywalizacji, który znany był już w greckiej dyspucie filozofiicznej, miał łączyć się z dworskim wyrafinowaniem i wysoką kulturą humanistyczną właściwą dla epoki renesansu. Współczesny nam Richard Rorty w swej książce Obiektywność, relatywizm prawda pisze, iż: ‘filozofia’ to właśnie to, do czego kultura staje się zdolna, […] gdy przeobraża się w kulturę na tyle próżniaczą i cywilizowaną, by mogła opierać się na niewyartykułowanej wiedzy, by kodyfikację mogła zastępować phronesis, a podboje – rozmowa[6]. Ch. Taylor stwierdza, że w rozważaniach Kartezjusza duch rycerskiej etyki honoru ulega uwewnętrznieniu, to znaczy postrzeganie własnej wartości nie polega już na zdobywaniu sławy pośród innych ludzi, lecz rodzi się w prywatnej samoocenie – „poczuciu wartości w naszych własnych oczach”[7]. Neostoickie motywy etyki Kartezjusza cechują się jednak ważnym przewartościowaniem, odróżniającym je względem ich starożytnych źródeł. Dla Epikteta czy Seneki istotnym wyznacznikiem ideału moralnego był wewnętrzny ład duszy osiągnięty dzięki wyzwoleniu się od namiętności poprzez uzyskanie harmonii z rozumnym uniwersum. W koncepcji Kartezjusza również odnajdujemy postulat wewnętrznego spokoju, jednak ma on odmienną podstawę. Opiera się bowiem na poczuciu pewności wynikającym z dopełnienia wszystkich zobowiązań dotyczących samokontroli. Jest to spokój, poczucie niezależności (również na pozór bliskie starożytnym stoikom), jednak oparte na instrumentalnym stosunku do świata i ciała. Taylor przytacza fragment listu do królowej Krystyny: „spokój umysłu i satysfakcję wewnętrzną, jaką odczuwają w sobie ci, którzy wiedzą, że nie zaniedbali nigdy uczynić jak najlepiej wszystkiego”[8]. W dalszym ciągu swoich analiz Taylor wskazuje na pojawiający się nowy wątek, mianowicie kwestię siły i władzy. Panowanie nad sobą jest dowodem silnego ducha, zdolnego okiełznać najbardziej gwałtowne i niepohamowane uczucia. Przeciwnie, łatwe uleganie emocjom jest przejawem słabości. Zatem cnoty rycerskie, niezbędne na polu walki, przeniesione zostały do sfery wewnętrznej. Bohaterstwo manifestuje się teraz w niezłomnej postawie rozumu względem namiętności. Przypomina się w tym miejscu tytuł sonetu Mikołaja Sępa Szarzyńskiego O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem, napisanego jeszcze za życia Jana Kochanowskiego, lecz zwiastującego już nastrój moralnego niepokoju właściwego nadchodzącej epoce baroku. U Taylora czytamy:
Siła, stanowczość, zdecydowanie, opanowanie, charakterystyczne cechy należące do zestawu cnót wojownika-arystokraty zostały przeniesione do wnętrza. Ich przejawem nie są już mężne czyny militarne dokonywane w przestrzeni publicznej, lecz raczej wewnętrzna dominacja myśli nad uczuciami[9].
Z kolei Nowoczesnych imaginariach społecznych Taylor pisze:
Nowy dżentelmen nie potrzebował już szkolenia wojskowego, ale edukacji humanistycznej, która pozwoliłaby mu zostać cywilnym zarządcą. […] Trzeba było pielęgnować takie zdolności, jak autoprezentacja, retoryka, perswazja, umiejętność zyskiwania sobie przyjaciół, robienia wrażenia, zdobywania przychylności, bycia ujmującym […] Stąd też duże znaczenie edukacji humanistycznej elit. Zamiast uczyć chłopca, jak walczyć na kopie, zachęć go do czytania Erazma z Rotterdamu albo Balthasara Castiglionego, tak żeby wiedział, jak mówić poprawnie, robić dobre wrażenie, przekonywająco konwersować z innymi w wielu rozmaitych sytuacjach[10].
Przypomnijmy staropolski sens słowa dowcip, które dziś w mowie potocznej zwykło się wiązać z wypowiedzią o nacechowaniu humorystycznym. „Dowcip” znaczył mniej więcej to, co dziś na co dzień określamy mianem inteligencji. Gdy mówimy np. o inteligentnej rozmowie, właśnie takiej, która ma w sobie coś z zaskoczenia, błyskotliwego odparowania „ciosu”. Ten sens słowa dowcip znajdujemy w Trylogii Sienkiewicza. Tak też narodziła się kultura salonu, która od warstw arystokratycznych promieniowała na coraz szersze kręgi oświeconego społeczeństwa. Drobny poczęstunek zawsze szedł w parze z elegancką rozmową na tematy wykraczające poza horyzont codzienności, dającą okazję do wykazania się zarówno ogładą towarzyską, jak również wiedzą. Prawdziwym pokarmem dobrego spotkania był więc pokarm duchowy.
O hermeneutycznym aspekcie rozmowy pisał w Prawdzie i metodzie H.-G. Gadamer, podkreślając jej spontaniczność i wydarzeniowość. Jego zdaniem prawdziwa rozmowa ma charakter gry, w tym sensie, że jej rezultat nigdy nie jest z góry określony, że nie istnieje żaden algorytm czy wzór, według którego można by rozmowę zaplanować. Jeśli jest programowo zainscenizowana, traci swoją autentyczność, a więc swój twórczy walor, który Gadamer uważa za najistotniejszy, wiążąc go z tym, co w innym kontekście określa mianem „przyrostu Bytu”[11]. Pisze on:
[…] im prawdziwsza rozmowa, tym mniej jej prowadzenie zależy od jej uczestników. Tak więc prawdziwa rozmowa nigdy nie przebiega tak, jak chcieliśmy ja poprowadzić. […] Co „wyjdzie” w rozmowie nikt z góry nie wie. Porozumienie lub jego utrata są czymś, co nam się niejako przydarza[12].
Rozmowa może się udać lub nie – wydarza się bowiem jak przyjaźń albo miłość. By rozmowa mogła dojść do skutku, muszą zostać jednak spełnione pewne warunki natury obiektywnej. Partnerzy muszą kierować uwagę zarówno ku sobie, jak i ku rzeczy, której rozmowa dotyczy. Ch. Taylor w Źródłach podmiotowości pisze:
Istotna jest w tym miejscu kluczowa cecha rozmowy, taka mianowicie, że rozmawiając o pewnym przedmiocie, czynimy go wspólnym przedmiotem dla nas obu[13].
Charles Taylor, którego filozofia bardzo wiele zawdzięcza tradycji hermeneutyki filozoficznej, pisze w swych Źródłach podmiotowości, że ludzka tożsamość kształtuje się w sieciach rozmowy, że to, kim jesteśmy, konstytuuje się poprzez relacje, w jakie wchodzimy z innymi osobami poprzez dialog. Czytamy:
[…] nie można być podmiotem całkowicie samodzielnie. Jestem podmiotem jedynie w relacji do innych rozmówców. […] Podmiotowość istnieje jedynie w obrębie czegoś, co nazywam „sieciami rozmowy”[14].
Moja autodefinicja rozumiana jest jako odpowiedź na pytanie „Kim jestem”. To pytanie czerpie swoje pierwotne znaczenie z rozmowy między ludźmi. Określam to, kim jestem, przez określenie miejsca, z którego mówię, miejsca w drzewie genealogicznym, w przestrzeni społecznej, w geografii społecznych pozycji i funkcji w intymnych związkach z ludźmi, których kocham, oraz, co nie mniej ważne, w przestrzeni moralnej i duchowej orientacji, wewnątrz której wchodzę w najistotniejsze dla mojego życia związki[15]. Włodzimierz Lorenc, komentując poglądy Taylora, pisze, że podmiotami jesteśmy:
„[...] w ramach dialogicznej wspólnoty z innymi, człowieka jako jednostkę kształtują rozmowy z innymi ludźmi. […] Dlatego właśnie bycie podmiotem możliwe jest tylko pośród innych podmiotów. Nawet samo znaczenie pytania o to, kim jestem, dodaje Taylor, czerpie swój sens z rozmowy przebiegającej pomiędzy ludźmi […]. Osobami możemy więc być tylko dzięki wprowadzeniu w język przez ludzi, którzy nas wychowują. Bez języka nie wiedzielibyśmy po prostu, co przeżywamy[16].
Jednak dla dobrej rozmowy istotne okazuje się pewne jej zaplecze, obejmujące rozmaite czynniki – od topografii domostwa, przez kulturowo utrwalone nawyki konwersacji, troskę o minimum ciszy, właściwe miejsce muzyki – będące warunkiem uważnego słuchania i koncentracji na osobie rozmówcy. Gombrowicz wyraził myśl, że pewne stany ducha w określonych okolicznościach w ogóle nie mogą dojść do skutku. Współczesny człowiek otoczony, a można by rzec osaczony przez nowoczesne media często nie ma warunków do prowadzenia autentycznej rozmowy. Wielu z nas miało okazję uczestniczyć w spotkaniach towarzyskich, podczas których właściwie się nie rozmawia. Albo ogłuszająca muzyka, albo włączony telewizor (czasem jedno i drugie jednocześnie) sprawiają, że uczestnicy spotkania, jeśli w ogóle są w stanie się ze sobą porozumiewać, to co najwyżej w kodzie ograniczonym w rozumieniu B. Bernsteina. Nie jest o wina samych technologii, mediów, lecz miejsca, jakie się im przyznaje w przestrzeni komunikacji czy po prostu w topografii zamieszkiwanego wnętrza. Spotkanie przy stole to nie tylko odświętna uczta, ale przede wszystkim codzienne obiady, kolacje w kręgu rodziny lub przyjaciół. I to jest właśnie międzyludzka przestrzeń, w której na bieżąco komentuje się osobiste problemy, a także sprawy życia publicznego. Tu właśnie rodzi się i rezyduje zarazem wspólnotowe doświadczenie świata. Spotkania, podczas których implicite przyjmuje się wspólne (często nieuświadomione) założenia, są tym miejscem, z którego kiełkuje nasza tożsamość. Jak roślina drobną siecią włosowatych korzonków zakotwicza się w glebie, tak my wyrastamy z „sieci rozmów”, które ma na myśli cytowany uprzednio Ch. Taylor. I właśnie ta przestrzeń, w której rodzi się wspólnotowy sens, została zaatakowana szczególnie dotkliwie przez wszechobecne i nachalne środki masowego przekazu. Jednym z najgorszych wrogów dobrej rozmowy jest telewizja. Nawet przy wyciszonym odbiorniku świecący i migoczący ekran rozprasza uwagę, ponieważ jest źródłem silniejszych bodźców niż niuanse mimiki twarzy czy głębia spojrzenia rozmówcy. Nasz wzrok ucieka mimo woli w kierunku ekranu i choć rozmowa toczy się dalej, mamy wrażenie, że środek ciężkości relacji ja–ty znalazł się gdzie indziej. Czasem potrzebna jest cisza i brak jakichkolwiek bodźców odwracających uwagę (stan niekiedy odczuwany jako uciążliwy), by dać szansę inwencji nawiązania rozmowy, czasem udanej, czasem nie. Cisza, gdy nic się nie dzieje, prowokuje do podjęcia wysiłku inicjatywy towarzyskiej zupełnie innego typu niż w sytuacji, gdy każdy z obecnych może uciec w bierne śledzenie ekranu. Już sama decyzja o włączeniu lub wyłączeniu urządzenia staje się konfliktogenna. Dodatkowy problem tkwi w tym, że żaden spiker nie powie na antenie: „Wyłącz odbiornik, porozmawiaj spokojnie z bliskimi, pomyśl, wsłuchaj się w swój monolog wewnętrzny”. Taki spiker natychmiast straciły pracę, ponieważ w interesie mediów jest autoreklama, pośrednio w celu promowania materiałów reklamowych, z których utrzymują się media. W ten sposób powstaje zaklęty krąg. Allan Bloom w książce Umysł zamknięty pisze:
Ludzie wspólnie posilają się, bawią i podróżują, lecz wspólnie nie myślą. W bardzo nielicznych domach istnieje jakieś życie intelektualne, nie mówiąc już o takim, które dotykałoby najistotniejszych problemów ludzkiego losu. Szczytowym momentem życia intelektualnego jest ogadanie telewizji edukacyjnej.
I dalej:
Wraz z nieustanną nowością wszystkiego i niestrudzonym przenoszeniem się z miejsca na miejsce najpierw radio, a potem telewizja zaatakowały i zburzyły prywatność domu, prawdziwą amerykańską prywatność, która pozwala na rozwój wyższego i bardziej niezależnego życia w ramach społeczeństwa demokratycznego. Rodzice nie sprawują kontroli nad atmosferą w domu, a nawet nie mają ochoty podejmować takich prób. Z wielką subtelnością telewizja wkracza nie tylko do pokoju, ale w gusta starych i młodych, odwołując się do tego, co sprawia natychmiastową przyjemność, a podkopując wszystko, co w jej doznawaniu przeszkadza. Nietzsche powiedział, że gazeta codzienna zajęła w życiu współczesnego mieszczanina miejsce modlitwy, a zatem, co jest pospieszne, tandetne i przemijające wyparło z codzienności wieczność. Teraz gazetę zastąpiła telewizja. Niepokoi mnie tutaj nie tyle niska jakość programów, ile niewyobrażalność modelu życia rodziny, który harmonijnie łączyłby przyjemności i naukę, a zarazem pozostał na uboczu kultury masowej i oparł się wizjom tego, co interesujące i godne naśladowania, a co bombarduje rodzinę w jej własnym domu[17].
Poruszając niniejszy temat, pragnę stwierdzić, że nie zgadzam się z tezą M. McLuhana, przynajmniej z jej mocno deterministyczną interpretacją, zgodnie z którą pojawienie się nowych środków komunikacji bezwzględnie przesądza o kształcie naszej kultury. Owszem, pojawiają się tendencje i mody, jednak od nas zależy, czy utrwalą się one i zakrzepną w trwałe wzorce społecznych zachowań, czy też zostaną odrzucone i naznaczone jako przejawy bezguścia. Jako dobry przykład może posłużyć sposób, w jaki w niektórych krajach tzw. starej Europy rozwiązuje się problem uzależnienia od Internetu. Otóż do dobrego tonu należy taka instalacja domowego łącza, która daje dostęp do sieci na krótko, wyłącznie o określonych porach, np. 2 godziny na dobę. Nie jest to rozwiązanie wynikające z jakiejś formy administracyjnej prohibicji, lecz jest kwestią świadomego wyboru opartego o poczucie smaku. Co więcej, w ramach szerokiej oferty usług firm telekomunikacyjnych opisywane rozwiązanie krótkiego dostępu, należy do droższych, podobnie jak droższe są bardziej szlachetne gatunki wina. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że problem zakłóceń, braku kultury rozmowy znany był dużo wcześniej. Współczesne radioodbiorniki i inne urządzenia są groźniejsze o tyle, że przy minimalnym zużyciu energii potrafi ą być aktywne praktycznie bezustannie. Na ekranie wciąż włączonego telewizora pojawia się coraz to nowy spiker, kolejny fi lm etc. Dawniej nieproszony muzykant bądź uprzykrzony gaduła, będąc tylko człowiekiem, kończył swą uciążliwą aktywność wtedy, gdy się po prostu zmęczył. Dzisiejszy radioodbiornik nie zamilknie nigdy, a bateryjki są stosunkowo tanie. Jednak, tak jak zawsze mamy swobodę zapraszania i tolerowania uciążliwych gości, tak też w ostateczności od nas zależy aranżacja wnętrza – również ta audiowizualna. Potrafi my zrezygnować z powieszenia na ścianie obrazu, który jest kiczem, możemy więc też nie umieszczać telewizora tam, gdzie przeżywamy najistotniejsze chwile swojego życia. I nie łudźmy się, że gdy jesteśmy zmęczeni, migoczący ekran przynosi nam ulgę – że w ten sposób odpoczywamy. Jeden papieros też w pierwszej chwili daje poczucie odprężenia. Jednak długotrwałe palenie (oprócz innych niebezpieczeństw) powoduje, że jesteśmy permanentnie podtruci dwutlenkiem węgla. Pamiętamy, co na ten temat pisał Witkacy w Narkotykach[18]. By podkreślić, że wina nie leży po stronie nowych mediów, które pojawiły się stosunkowo niedawno, oraz że problem dotyczy przede wszystkim naszej kultury konwersacji przy stole (czyli tego, na co mamy wpływ), możemy sięgnąć po przykłady z literatury staropolskiej. Warto zwrócić uwagę, że już Mikołaj Rej w swych poezjach dał dowód głębokiego wyczucia problemów, które dziś objawiły się nieznanej niegdyś skali. Pisał o tym, jak hałaśliwa muzyka potrafiła  popsuć ucztę, rozmowę, której urok miał polegać głównie doznawaniu przyjemności intelektualnych. Myślę, że warto przytoczyć w kilku szerszych fragmentach słowa poety, którego twórczość została nieco przyćmiona w historii literatury polskiej przez geniusz Jana Kochanowskiego.
Biesiada wdzięczna[19]
Azaż to nie piękniejsza bywa krotochwila
Sięść sobie z kilkiem osób, kiedy wolna chwila,
I mieć sobie, nie wrzeszcząc poczciwe rozmowy,
Gdzie wżdy skąd co przypadnie, że wżdy k
Rozumowi. Albo przeczyść kilka kart onych dziejów dawnych,
Nasłuchać się zwyczajów zacnych ludzi sławnych,
Którzy światem dziwnie rozumem władali,
A swym poczciwym stanom wieczną sławę dali. […]
Tam on sławny Cycero rozmówi się z tobą,
Najdziesz w poczciwych sprawach, co masz czynić z sobą.
Tam Kurcyjusz, Seneka, Homerus, tam Plato.
Żeby on próżnujący mógł wiele dać za to,
By z tymi towarzyszami miał dobrą rozmowę,
Miałby snadź weselszą myśl wolniejszą głowę
Niźli z ona wrzeszczącą szaloną gromadą.
Nie wiem, kto mądry nazwał to biesiadą,
Gdzie się więc już każdemu rozum we łbie mieli
Jeno w klozie takowa miewają szaleni.
[…]
I muzyczkać pomierna nic przy tym nie wadzi,
A zacni pospolicie słuchają jej radzi,
Ale iżby jako wół we łbie nie huczała
A poczciwych rozmówek im nie przekażała.
A takieć więc biesiady nic nie zawadzają,
Gdy się na nie poczciwi pospołu schadzają.
Gdyby przy dobrej myśli wżdy ćwiczenia były,
Aby się darmo czasy marnie nie traciły![20]

Muzyka wszeteczna
A kozi róg za uchem jako świnia wrzeszczy,
W bęben tłuką, by w pudło, aż więc we łbie trzeszczy.
Stół uleją i ławy, siedzą jako w łaźni,
A sami poszaleją jako inni błaźni.
[…]
 A więc krotochwila, a więc to biesiada!
Oszaleje więc takiej głowa bardzo rada[21]

Choć nie było wówczas samoczynnie działających urządzeń emitujących głośną i nadmiarową muzykę, poeta zauważył destruktywny wpływ hałaśliwej atmosfery i na kulturę i może w ogóle racjonalny aspekt towarzyskich spotkań przy stole. W dzisiejszych czasach telewizja czy bezustannie włączone radio zabijają duchowość właśnie wtedy, kiedy ludzie są razem w sytuacji sprzyjającej nawiązaniu dialogu, czyli pełniejszego rozkwitu własnych osobowości w kontakcie z najbliższymi. Sam fakt, że dana grupa osób fizycznie przebywa razem w bliskiej odległości, nie stanowi jeszcze o wspólnocie. Barak, plac apelowy w obozie pracy, kolejka po mięso, kiedy ludzie się nienawidzą i zamiast pomnażać swe indywidualne potencjały, postrzegają się nawzajem jako zawadę, przeszkodę – to przecież także zdegenerowane formy „wspólnoty”. Nowoczesna przestrzeń zamieszkania, ukształtowana, jak pisze Taylor[22], ok. XVII w., dająca jednostkom możliwości indywidualnego spędzania czasu (np. cichej lektury o charakterze medytacyjnego transu), wcale nie implikuje „złej” atomizacji, braku solidarności, zaniku odpowiedzialności za siebie nawzajem. Tych pojęć nie należy mylić. Ludzie potrzebują względnego przestrzennego dystansu (wizualnego i akustycznego) po to, by tym chętniej spotykać się w sytuacji wspólnego posiłku czy wieczornej pogawędki, przynosząc ze sobą niczym skarby to, co przemyśleli lub przeczytali w odosobnieniu. Telewizja uderza właśnie w ten najczulszy punkt – dezintegruje wspólnotę w chwilach, w których ma ona szansę zaistnieć w całej swojej pełni. To, czy zapanujemy nad technologią, która niszczy kulturę rozmowy przy stole, czy kulturę rozmowy w ogóle, nawet tej z samym sobą, zależy wyłącznie od nas. Jeśli dopuścimy się zaniedbania, skutki mogą być fatalne. To nie wojna nuklearna, zatrucie środowiska naturalnego czy wyczerpanie zasobów, lecz atomizacja społeczna, śmierć rozmowy i rozpad wspólnoty „skręci łeb cywilizacji – zresztą łagodnie”, jak wyraził się kiedyś Stanisław Lem[23].
Bibliografia
BLOOM Allan, Umysł zamknięty, tłum. T. Bieroń, Poznań: Zysk i Sk-a 1997.
DESCARTES René, Namiętności duszy, tłum L. Chmaj, Warszawa: PWN 1958.
ERAZM z Rotterdamu, Zbożna biesiada, [w:] idem, Trzy rozprawy, tłum. J. Domański, Warszawa: PAX 1990.
GADAMER Hugo-Georg, Prawda i metoda, tłum. B. Baran, Kraków: Inter Esse 1993.
GÓRNICKI Łukasz, Dworzanin Polski, oprac. R. Polak, Wrocław: Ossolineum 2004.
HORACY, Dwadzieścia dwie ody, tłum. A. Ważyk, Wrocław: Ossolineum 2004.
LEM Stanisław, Profesor Dońda, [w:] idem, Maska, Kraków: Wydawnictwo Literackie 1976.
LORENC Włodzimierz, Hermeneutyczne koncepcje człowieka, Warszawa: Wydawnictwo Scholar 2003. REJ Mikołaj, Wybór Pism, [w:] „Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej”, Warszawa: PIW 1975.
RORTY Richard, Obiektywność, relatywizm prawda, tłum. J. Margański, Warszawa: Fundacja Aletheia 1999.
TAYLOR Charles, Nowoczesne imaginaria społeczne, tłum. A. Puchejda, K. Szymaniak, Kraków: Znak 2010.
—, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, tłum. M. Gruszczyński, O. Latek, A. Lipszyc i in., Warszawa: PWN 2012.
Św. TOMASZ z Akwinu, Wykład pacierza, tłum. K Suszydło OP, ks. M. Starowieyski, W. Giertych OP, Poznań: wyd. W Drodze 1987.
WITKIEWICZ Stanisław Ignacy, Narkotyki, Warszawa: Wydawnictwo Przedświt 1990.

Artykuł zamieszczony w monografii Kuchnia i stół w komunikacji społecznej Tekst, dyskurs, kultura, Redakcja naukowa: Waldemar Żarski przy współpracy Tomasza Piaseckiego, Publikacja dofinansowana ze środków Wydziału Filologicznego i Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego © Copyright by Waldemar Żarski, Tomasz Piasecki & Oficyna Wydawnicza ATUT, ISBN 978-83-7977-212-4,  Wrocław 2016.




[1] Satyra II, 8, Ut Nasidieni iuvit te cena beati – relacja komediopisarza Fundaniusa z uczty wydanej przez Nasidienusa na cześć Mecenasa. Gospodarz uczty wzbogaconego parweniusza, daje tu popis próżności, braku kultury i ogłady towarzyskiej, a jednoczesne głupoty, gruboskórności i złego smaku Pomimo jego wysiłków i starań poprzedzonych ogromnymi kosztami, uczta okazuje się całkowitą porażką. Por. HORACY, Dwadzieścia dwie ody, tłum. A. Ważyk, Wrocław: Ossolineum 2004, s. LXIII.
[2] ERAZM z Rotterdamu, Zbożna biesiada, [w:] idem, Trzy rozprawy, tłum. J. Domański, Warszawa: PAX 1990.
[3] Łukasz GÓRNICKI, Dworzanin Polski, oprac. R. Polak, Wrocław: Ossolineum 2004.
[4] Św. TOMASZ z Akwinu, Wykład pacierza, tłum. K Suszydło OP, ks. M. Starowieyski, W. Giertych OP,Poznań: wyd. W Drodze 1987.
[5] 5 Ibidem, s. 153–154.
[6] Richard RORTY, Obiektywność, relatywizm prawda, tłum. J. Margański, Warszawa: Fundacja Aletheia 1999, s. 41.
[7] Charles TAYLOR, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, tłum. M. Gruszczyński, O. Latek, A. Lipszyc i in., Warszawa: PWN 2012, s. 284.
[8] René DESCARTES, List do Krystyny z 20 listopada 1647 r., [w:] Charles TAYLOR, Źródła…, op. cit., s. 286.

[9] Por. R. DESCARTES, Namiętności duszy, [w:] Ch. Taylor, Źródła…, op. cit., s. 288.
[10] Ch. TAYLOR, Nowoczesne imaginaria społeczne, tłum. Adam Puchejda, Karolina Szymaniak, Kraków: Znak 2010, s. 52–53.
[11] Hans-Georg GADAMER, Prawda i metoda, tłum. B. Baran, Kraków: Inter Esse 1993, s. 160–164.
[12] Ibidem, s. 353.
[13] Ch. TAYLOR, Źródła…, op. cit., s. 69.
[14] Ibidem, s. 70.
[15] Ibidem, s. 68.
[16] W. LORENC, Hermeneutyczne koncepcje człowieka, Warszawa: Wydawnictwo Scholar 2003, s. 304.
[17] Allan BLOOM, Umysł zamknięty, tłum. Tomasz Bieroń, Poznań: Zysk i Sk-a 1997, s. 65.
[18] Stanisław Ignacy WITKIEWICZ, Narkotyki, Warszawa: Wydawnictwo Przedświt 1990, s. 17–56.
[19] Mikołaj REJ, Wybór Pism, [w:] Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej, Warszawa: PIW 1975, s. 76–77.
[20]  Ibidem, s. 77.
[21] Ibidem, s. 115–116.
[22] „Nową potrzebę intymności odzwierciedlają zmiany w rozkładzie domu […] nowe domy zaczyna się budować tak, by zapewnić sobie prywatną przestrzeń […]”. Ch. TAYLOR, Źródła…, op. cit., s. 544.
[23] S. LEM, Profesor Dońda, [w:] idem, Maska, Kraków: Wydawnictwo Literackie 1976, s. 73.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.