Wstawa,
którą obecnie możemy oglądać w gorlickim Dworze Karwacjanów obejmuje rzeźby i rysunki
Piotra Biesa[1],
absolwenta Liceum Plastycznego im Kenara w Zakopanem oraz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Kto ma w
pamięci kompozycje Władysława Hasiora
albo rzeźby Marcina Rząsy, ten może stworzyć sobie wstępne wyobrażenie stylu
prac artysty, wywodzącego się z zakopiańskiego kręgu tradycji twórczych. Na
posadzce sali wystawowej im ks. Bronisława Świeykowskiego artysta zaaranżował
przestrzenne instalacje, m. in. Kapliczki przydrożne, Urbs, Ecclesia Cathedralis D. O.M.
Na ścianach wyeksponował rysunkowa galerię zdeformowanych postaci i groteskowych
twarzy nawiązujących stylistyką do prymitywnych przedstawień bożków – między
innymi: Vobiscum, Homunkulus, Bożek,
Wizyta.
Piotr
Bies w swoich pracach zdaje się dotykać najbardziej zasadniczych
prawd metafizycznych, zrazem problemów fundamentalnych dla natury ludzkiej: stosunku
człowieka do Boga, ludzkiego poszukiwania sacrum, pustki, jaką pozostawia po
sobie Deus absconditus, także
problemu człowieka współczesnego zdegradowanego przez technokratyczną
cywilizację. Twórczość Piotra Biesa poddaje się interpretacji mocno uwikłanej w
kontekst literacki i żywe wydają się odniesienia do dzieł Samuela Becketa, T. S. Eliota czy wątków refleksji ukazanych
przez Czesława Miłosza w słynnej Ziemi Ulro, Fakt, że Autor jest poetą, a jego wiersze nie
przypadkiem trafiły do katalogu bieżącej wystawy, dodatkowo upoważnia nas do tego,
by wątek literacki uznać za jeden z
kluczy do interpretacji prezentowanych rzeźb
i rysunków. Próbując przybliżyć sylwetkę
artystyczną Piotra Biesa, nie możemy również pominąć jego wielkiej fascynacji
teatrem. Z jednej strony należałoby wskazać na odniesienia do działalności scenicznej Tadeusza Kantora, z
drugiej zaś na szeroką recepcję i adaptację motywów groteski, demonizmu i
zarazem par excelence metafizycznego kontekstu
sztuki nawiązujących do tradycji Witkacego.
Gorlicka
wystawa, stanowi kompozycyjną intelektualną i artystyczna całość, która oddziałuje
na odbiorcę w sposób przypominający sceniczną przestrzeń aranżacji teatralnej. Rozłożone
na środku sali czarne prostopadłościany, wyposażone w instalację elektryczną świecą,
przypominając żarzące się bryły węgla. Jest to kompozycja zatytułowana „Urbs” (łac. miasto.) Światło wydobywa się z otworów o kształcie okrągłym,
co może przywodzić na myśl okrętowe iluminatory lub wzierniki jakichś komór, urządzeń laboratoryjnych, w których przeprowadzany jest
nieznany eksperyment.
Należy
zwrócić uwagę na sposób, w jaki artysta traktuje materiał, nadając mu określone jakości, jak faktura,
barwa czy temperatura. Tej ostatniej nie doświadczamy rzecz jasna, dosłownie, jednak sugestia, jaka się narzuca
na podstawie doznań wizualnych, zdaje się przybliżać nam powierzchnię
przedmiotu. Ostatecznie na co dzień, nie
wiele spośród tego, co widzimy, dane jest nam na wyciagnięcie ręki a świat jak się zdaje ma oczywistość dotyku. Te matowe powierzchnie, porowate i
suche wydają się ciepłe na tle lśniącej
posadzki sali wystawowej.
Oto
przed nami kompozycje, które charakteryzuje daleko posunięty minimalizm, i geometryzacja
formy, które są wyrazem syntezy mogą stanowić symbol metafizycznej abstrakcji.
Abstrakcja polega na uproszczeniu, redukcji, wyeliminowaniu zbytecznych detali.
Wiemy skądinąd, że jednym z istotnych znamion nowoczesnych tendencji w architekturze
jest całkowita rezygnacja z ozdób. Te prostopadłościenne bloki, puste w środku
choć oświetlone od wewnątrz elektrycznym światłem, mogą przywodzić na myśl
nasze domy, miasta – hiperfunkcjonalną przestrzeń, którą zamieszkuje współczesny
człowiek. Dom to nie tylko konstrukcja budowlana - to także symbol wspólnoty - pewien
przepis na życie.
Patrząc
na kompozycję zatytułowaną „D. O. M.”, widzimy
krzyż, w którego górną belkę wkomponowane są trzy puste pokoje. Znak
Trójcy Świętej? Przez drobne szybki
widzimy puste krzesła, stoliki, za którymi nikt nie zasiada. Czytając tytuł:
„D.O.M.” pierwsze wrażenie wiąże się z
sugestią, że chodzi po prostu o „dom” – miejsce zamieszkania, np. opuszczony
dom rodzinny. Jednak jak wiemy, formuła
„D.O.M.” jest to skrót, który oznacza - Deo Optimo Maximo, czyli: Bogu
Najlepszemu Największemu i jest spotykany na grobach. Czy w tym zwątpieniu
wyraża się poszukiwanie Boga, który odsunął się od świata, albo ostrzeżenie
skierowane pod adresem ludzi, którzy o Bogu zapomnieli. Zagubienie Sacrum przyniosło bowiem degradację
człowieka – o jego boskiej cząstki nadającej doczesnemu życiu najistotniejszy sens.
By uznać godność bliźniego, potrzebujemy wiary, nieraz tak samo desperackiej,
jak ta, która skłania do żarliwej modlitwy o cud. Ostatecznie bardzo łatwo jest
potraktować drugiego człowieka jak rzecz. Właściwie nie mamy empirycznego
dowodu na to, czy ten drugi cierpi tak samo jak my. Pamiętamy Dociekania Wittgensteina, i słynny przykład z pudełkiem i żukiem. Każdy ma dal
siebie swój ból, jak żuka w pudełku, do którego nie potrafi zajrzeć nikt
inny.
Kapliczki
przydrożne wykonane z drewna z lekką podhalańską stylizacją - stoją opuszczone
a we wnętrzu każdej z nich – tam, gdzie zwykle znajdował się tradycyjny świątek
- pusta mała kołyska, samotne białe krzesło… W jednej z kapliczek widzimy
figurkę, której sylwetka przypomina Matkę Boską znaną z tradycyjnej ikonografii.
Jednak postać jest odwrócona do nas
tyłem. W rzeczywistości nie wiemy kogo naprawdę przedstawia i jaką ukaże
twarz, gdy się do nas odwróci.
„Eclesia
cathedralis” swoją sylwetką przypomina nam znane świątynie – watykańską Bazylikę św. Piotra
czy Santa Maria del Fiore we Florencji. Jednak w kompozycji Biesa,
charakterystyczna kopuła uległa znaczącej deformacji tak, że zaostrzona i pozbawiona
właściwych proporcji, przypomina dawną camera
obscura, lub jakąś komorę o zastosowaniu technicznym albo militarnym. Rozparta
odnogami „patrzy” żabim spojrzeniem okrągłych iluminatorów. Ma w sobie coś z anachronicznych
wyobrażeń o nowoczesności i może przypominać archaiczne ilustracje do powieści
Julusza Verne’a. Jest swoistą karykaturą
sakralnego pierwowzoru i sugeruje jakieś oszustwo samozwańczo podniesione do
rangi religii. Przypomina się detal scenografii z filmu Seksmisja, w którym - jak pamiętamy - łudzono ludzi, że na Ziemi
zabrakło powietrza. Uwięzionym w podziemnych koszarach pokazywano obraz powierzchni
planety uchwycony przez peryskop, którego wystający obiektyw tkwił w brudnym
namiocie.
Dla
licznej grupy artystów oraz intelektualistów pierwszych dekad XX wieku maszyna
i urbanizacja stanowiły przedmiot zachwytu zarazem bogate źródło twórczych inspiracji.
Zakładano wówczas że, całość ludzkiej egzystencji da się zaprogramować, ująć w
konstruktywistycznie rozumiany projekt, po to by na koniec uczynić ją przedmiotem
racjonalnego sterowania. Byli tacy, którzy z optymizmem odnosili się do tych nowych tendencji, jednak
wielu Autorów z niepokojem przeczuwało nadchodzące zagrożenia. Już Dostojewski w
idei domu ze szkła (Crystal Palace [2])
widział zapowiedź totalnej inwigilacji, zanegowania tradycyjnego stylu życia, zarazem
zapowiedź spełnienia groźnej wizji tzw. „piekła Benthama”. Witkacy pisał o
zbydlęceniu jako konsekwencji postępujących procesów cywilizacyjnych.
Jak
wiemy, człowiek w przeciwieństwie do układów zautomatyzowanych orientuje się w
swoim życiu na cele, posiada pragnienia, a jego zachowanie nie da się ująć w
żaden algorytm. Człowiek ukazuje swój unikatowy charakter, już choćby poprzez
fakt, że posiada niepowtarzalną historię doznań - biografię a życie (nawet w
rozumieniu fizyki) jest procesem nieodwracalnym. Chyba już Heraklit przeczuwał u zarania tę
nie-dysponowalność naszego losu. W ludzkim umyśle zdaje się nieustanie bić
źródło marzeń, niepokojów, tęsknot, które jak pączkujące kiełki torują sobie
drogę ku temu, co przyszłe.
Oczywiście
funkcje niższych obszarów ludzkiej natury można przewidzieć i uśrednić, jednakże
to, co najbardziej cenne, co miedzy innymi przejawia się w religii i sztuce
albo wymyka się programowaniu, albo zostaje stłumione. Można je zagłuszyć, próbować
„tworzyć” tzw. „nowego człowieka”, jednak „eksperyment społeczny”, którego
ofiarą był słynny Kacper Hauser powinien służyć za przestrogę. Natura ludzka
jest oczywiście skończona i ułomna o czym dawno temu pisał Blaise Pascal. Jednak ta
skończoność zyskuje swą godność dopiero, gdy człowiek ociera się o nieskończony
wymiar Transcendencji. I w tym tkwi
subtelna różnica, której pewien typ racjonalisty nie jest w stanie pojąć.
***
Motywem przewodnim prezentowanych kompozycji
wydaje się pustka, jaka się ukazała nam, ludziom współczesnym – pustka po Bogu
pustka po człowieku. Artysta wyrażając
swój niepokój, pragnie nam powiedzieć, że mimo funkcjonalności i higieny
cywilizacyjne formy naszego istnienia zdają się pozbawione treści - jak puste krosna, na których perfekcyjnie
tkamy nicość. Słowo ginie zgiełku, nowoczesne środki komunikacji miast ludzi
przybliżać, paradoksalnie ich od siebie oddalają; narzędzia zapisu i transmisji danych, są tak
doskonałe, że zbyteczny zdaje się… czytelnik. Ideałem skutecznego sterowania
jest taki stan rzeczy, w którym dałoby się
wyeliminować ryzyko, że coś ułoży
się niezgodnie z planem. Bezpieczeństwo a może nawet swoiście pojęta wolność
mierzy się więc przez zmniejszenie poczucia niepewności. Ten, kto steruje
życiem innych ludzi, chce mieć czyste sumienie. (Może święty spokój?) Ponieważ
odpowiedzialność jest ciężarem, chętnie dzieli się nią z innymi, rozpisując ją
na społeczne role. Nikt nie chce podpaść przełożonym, każdy chce wrócić do domu
na obiad. Nasuwa się pytanie, czy gruncie rzeczy nie byłoby wygodniej, gdyby ci
sterowani, poddani kontroli byli po prostu martwi, lub gdyby powiedzmy, żyli
tyko w sposób wirtualny? Jaka byłaby różnica, zwłaszcza, że coraz więcej wiedzy
o świecie realnym i tak dociera nas za pośrednictwem Internetu. Gdyby tak
rozbiegli się gdzieś, np. po innych planetach i mówili do nas tylko z
monitorów. (A swoją drogą ciekawe, jak to jest na prawdę z tymi pieniędzmi na
wirtualnych kontach. Czy w razie jakiejś globalnej awarii, odtwarzanie
„substancji” nie przerodziłoby się w spór „prawie teologiczny”?)
Na
ścianach sali im ks. Świeykowskiego znajdują się obrazy, na których widnieją groteskowe
twarze, okaleczone postacie, zniekształcone „gęby”. O ile rzeźby - konstrukcje
przestrzenne charakteryzują się logiczną dyscypliną, o tyle te rysunki są jakby
„niedbałe” zarazem noszą znamiona
uporczywości, chorobliwego nadmiaru. Jeżeli
rzeźby Biesa zdają się wyrażać „obłęd racjonalny”, zniewolenie umysłu, ślepy
zaułek scjentystycznej utopii, to wizje zawarte w obrazach są jakby rewersem
tamtych wyobrażeń i ukazują mroczną stronę duszy - instynkt bez hamulców, zbudzone upiory. Zdają się żenujące,
tragikomiczne, uroczyste jak pijacki bełkot, próbujące uwodzić, robić perskie
oko… Niektóre przypominają mroczne twarze postacie powieści Dostojewskiego. Czy
rozum śpi mimo „wiecznie włączonego” elektrycznego światła? Czy są to demony,
które wkraczają w świat, kiedy nie ma Boga?
Paweł Nowicki
Wystawę zwiedzać można do 9 05. 2012
Wystawę zwiedzać można do 9 05. 2012
[1] W piątek 13 kwietnia 2012 roku w gorlickim „Dworze Karwacjanów” odbyły się wernisaże dwóch
wystaw. W sali im. ks. Bronisława Świeykowskiego będziemy mogli oglądać rzeźby
i rysunki Piotra Biesa. Artysta,
który jest absolwentem Liceum Plastycznego im. A. Kenara
w Zakopanem, uzyskał dyplom na Wydziale
Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w katedrze Tkaniny
Artystycznej. Piotr Bies ukończył
także studia podyplomowe na Wydziale
Edukacji Artystycznej ASP w Poznaniu. Jest organizatorem kilkudziesięciu wystaw
indywidualnych, brał udział w ponad stu wystawach zbiorowych w kraju i za
granicą, a także w międzynarodowych plenerach rzeźbiarskich. Pisze również poezję i sztuki teatralne. Za
słuchowisko „Sztuka! Sztuka!” otrzymał II nagrodę w konkursie Polskiego Radia i
miesięcznika „Zwierciadło”.
[2] Kryształowy Pałac The Crystal
Palace – nieistniejący już budynek
wystawowy wzniesiony w londyńskim Hyde Parku
w roku 1851. Budowla skonstruowana była z metalowych elementów i szkła.
Por także - Roberto Salvadori, Mitologie nowoczesności.