niedziela, 28 września 2014

„Teatr życia” Marii Malczewskiej-Bernhardt


 



 

       Dwudziestego czerwca 2014 roku w Ośrodku Konferencyjno-Wystawienniczym „Kasztel
w Szymbarku” odbył się wernisaż wystawy prac rysunku i malarstwa Marii Malczewskiej-Bernhardt
[1] Ekspozycja zatytułowana Teatr życia została umieszczona w budynku „Dworskiej oficyny”.

Wystawa zaprezentowana w szymbarskiej oficynie obejmowała dwa wyraźnie odróżniające się cykle obrazów – hiperrealistyczne pastele nacechowane głęboką symboliką egzystencjalną oraz prace olejne utrzymane w nieco odmiennej, może pogodniejszej tonacji. Wiodącym tematem obu cykli prac jest materia. W pierwszym jest to, tkanina, całun, strój kryjący ludzkie ciało, w drugim – nieożywiona physis, witalność roślinna, może martwe drewno, jednak dane tak, jak zjawia się sama  przyroda, bez humanistycznych kontekstów.

Spróbujmy się przyjrzeć serii prezentowanych pasteli.  

Na obrazach Malczewskiej-Bernhardt płótno – materia, która okrywa, zarazem skrywa ludzkie ciało, tworzy za każdy razem konkretną kreację sceniczną. Ten zwiewny woal, który coś zasłania, równocześnie objawia metafizyczną prawdę o człowieku, za każdym razem też ukazuje swą autonomiczną plastyczną jakość. Lekki materiał, który falując ukazuje swe subtelne lśnienia, nie jest wyłącznie rekwizytem sceny figuralnej, lecz przedmiotem określonej malarskiej wizji z silnie zaznaczonym momentem gry światła i po mistrzowsku ukazanym charakterem ulotnej tkaniny.

            Cykl omawianych pasteli należy zaliczyć do nurtu fotorealizmu. W tym sposobie uprawiania sztuki ważny jest nie tylko popis kunsztu, by za pomocą tradycyjnych środków wyrazu, zrekonstruować wizerunek przedmiotu tak, jak jest on dany w zdroworozsądkowym nastawieniu, (dziś czyni to fotografia), lecz także takie wydobycie walorów malarskich modelu – by osiągając najwyższy stopień precyzji, zarazem pokazać, że artysta potrafi więcej, a samo stworzenie iluzji jest tylko pretekstem – mniej istotnym aspektem dzieła. Owszem w tym hiperrealizmie dałby się być może odszukać pewien moment przekory, nawiązujący do słynnej rywalizacji Apellesa z Protogenesem o najcieńszą linię, ale istotny zamysł artystyczny Malczewskiej zdaje się leżeć gdzie indziej.

Przedmiotem zainteresowania Autorki jest tkanina, subtelności jej faktury, lśnienia draperii, jedwabista delikatność i połysk. Widzimy postacie ludzkie zawinięte w płótno – całun (?) przywodzący na myśl śmierć, ale także  maskę, za którą skrywa się ludzka twarz – zasłonę lub złudę, która przesłania prawdziwe oblicze. Przypomina się pytanie wielu filozofów – czy pod maską, którą człowiek przybiera w spotkaniu z innymi – jest jakakolwiek "prawdziwa" twarz", esencja, tożsamość? Może w rzeczywistości nie ma w nas nic prócz masek a całun
w obrazach Marii Malczewskiej
-Bernhardt jest wielką metaforą spektaklu, jakim jest nasze życie wśród innych.

Jak mówi Autorka, intencją jej prac było przeciwstawienie materii temu, co duchowe – tego co dane jest nam w percepcjach zmysłowych, temu, co jak wierzymy, kryje się w naszym wnętrzu.  Jednak samo pytanie – czy człowiek ma „wnętrze”, ukryte pod maską pozorów, wyuczonych ról  – zdaje się prowokować i budzić niepokój. 

Może pod maską nie ma żadnej "twarzy", a my od wieków od zarania tego, co ludzkie budujemy iluzje dostojeństwa, stroimy się w draperie złudzeń, pod którymi nie ma nic prócz kłębowiska żądz, grymasów i furii. Może „to, co wewnętrzne” – „dusza” ludzka  streszcza się wyłącznie w fizjonomii poprzez jej ekspresje. Twarz niesie najpełniejszy wyraz tego, kim  jesteśmy. Może właśnie dlatego przykrywa się twarze umarłych ze wstydem, współczująco
i z szacunkiem, w poczuciu zakłopotania, z przestrachem, nie wiedząc „co dalej” A może śmierć „demaskuje” człowieka ?

            Postaci, które widzimy na obrazach, z racji, że  mają zawinięte twarze, poprzez to są ślepe. Jest to również symboliczny motyw. Nie tylko nie wiem,  kim jestem, nie znam własnej istoty – ale także (pod innym względem) nie widzę, jaki jest świat. Ten motyw sceptycyzmu, zagubienia zarówno wśród ludzi i rzeczy jak również pośród wartości, zdaje się istotnym wyznacznikiem ludzkiej egzystencji. Poczucie niepewności współczesnego człowieka, któremu nie jest dany żaden eidos, trwały kształt czy sens, wprowadza interpretatora w kontekst inspiracji  postmodernizmu.

            Na jednym z pasteli widzimy dwie postacie: Kochankowie? Przyjaciele? Ich głowy kierują się ku sobie, lecz twarze obojga są spowite w całun. Nie widzą się nawzajem, co może symbolizować fiasko porozumienia – obcość. Możemy dotykać swoich ciał miej lub bardziej odkrytych, bo bawet sama nagość także jest kreacją, jednak nigdy nie dotkniemy istoty bliźniego. A może nie należy podchodzić zbyt blisko i  patrzeć na drugiego człowieka tak, jak ogląda się pejzaż. dany zawsze i (wyłącznie) z pewnej perspektywy. Ten drugi człowiek jest dla nas zjawiskiem (może widowiskiem), które ma swoje kulisy, maski, rekwizyty. Może nieraz psujemy wszystko, zbliżając się zbytnio? Może nie mamy prawa się zanadto zbliżać? Dla wspólnego dobra. 

            Inny obraz ukazuje dwa ciała, oba owinięte w zwój białego płótna. Czy są to śpiący kochankowie – już sobie dalecy  a może są to zwłoki w zimnym prosektorium, okryte w białe szpitalne prześcieradła.

            Wielu filozofów i moralistów podejmując temat ludzkiej tożsamości, wychodzi od relacji, dialektyki ludzkiego wnętrza i tego co zewnętrze. Na obrazach Malczewskiej-Bernhardt to, co zewnętrzne – kostium, konwencja zredukowane są do minimum. Antkizująca biel (nawiązanie do stylu tzw. mokrych szat) to jak gdyby, klasycystyczne uogólnienie, które tradycyjnie sugeruje ponadczasowość wszystkich ludzkich spraw. Ale zderzenie motywu greckiej rzeźby z współczesną fotografią zdaje się tworzyć przewrotny (postmodernistyczny?) koncept. Oglądając wystawę, nie wolno zapominać, ze oprócz filozoficznych i moralnych przesłań, mamy tu przede wszystkim do czynienia z autonomiczną kreacją plastyczną. Dziś wiemy, że obraz w ogóle nie musi wychodzić poza siebie, sam będąc wyrazem ekspresji osobowości twórcy. Pomimo, że paradoksalnie, fotorealistyczna kompozycja stwarza sugestywną iluzję przedmiotu, obraz zachowuje swoją autonomię i w zasadzie mógłby nie desygnować żadnej rzeczywistości zewnętrznej wobec dzieła.

            Na wystawie oprócz motywów figuralnych mamy obrazy, w których samo falowanie jedwabistych płócien tworzy samoistne kompozycje, swoiste abstrakcje. Gdzie indziej widzimy fotel okryty falistą draperią. Ukazany po mistrzowsku detal światłocienia, subtelności załamań tkaniny mówią nam że autorka jest malarką światła. Świetlistość osiągnięta techniką pastelu, ewokuje dotykowe wręcz jakości jedwabiu. Lekkość tkaniny, która lśni wśród połyskujących załamań, staje się samoistną jakością malarską.

Skąd płynie światło w obrazach Marii Malczewskiej-Bernhardt? Figury usytuowane są
w niewiadomej przestrzeni, światłocień oczywiście buduje bryłę, ale na obrazach brak jest horyzontu. Sceny i postacie są niczym we mgle. Byt uniwersum zdają się indyferentne oświetlone i ukonstytuowane jedynie przez wyobraźnię autorki. W tym tkwi sceniczność, umowność tych wizji. Chyba tu właśnie tytuł ekspozycji – Teatr życia znajduje swe uzasadnienie. Jest coś z enigmatycznej schematyczności scen z powieści Kafki określonych kiedyś mianem algebry ludzkiego losu.

 

 

                                                                                                   Paweł Nowicki                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    





[1]             Maria Malczewska Bernhardt ukończyła studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w latach 1970-1977 na wydziale malarstwa w pracowni prof. Włodzimierza Buczka i prof. Zbyluta Grzywacza. Dyplom uzyskała  w 1977 roku. W latach 1980-1982 odbyła studia podyplomowe na wydziale scenografii teatralnej i filmowej w krakowskiej ASP.  Brała udział w wielu wystawach w Polsce i zagranicą m.in. „Pokolenia-Tendencje”, BWA, Kraków; „Absolwenci II”, Galeria Pryzmat, Kraków; „Artyści z Krakowa”, Kunsthalle, Norymberga; „Kunstspektrum”, Pałac Sztuki, Düsseldorf; „Art. Cologne”, Kolonia; „Art. Basel”, Bazylea; Państwowe Muzeum Narodu i Gospodarki, Düsseldorf; Galeria Gering, Frankfurt; Muzeum Śląska Opolskiego, Opole; „24 Festiwal polskiego Malarstwa Współczesnego”, Szczecin; Galeria Centrum, NCK, Kraków. Prace artystki znajdują się w zbiorach muzealnych, miejskich i prywatnych m. in.: w Austrii, Belgii, Francji, Holandii, Niemczech, Polsce, Słowacji, Szwajcarii oraz w USA. Jest laureatką następujących nagród: Pierwszej nagrody Związku Artystów Plastyków w Düsseldorfie; Drugiej nagrody Wojewody Zachodniopomorskiego na 24 Festiwalu Polskiego Malarstwa Współczesnego w Szczecinie.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.