W czwartek 6 listopada w Miejskiej Bibliotece Publicznej
odbył się wieczór autorski Andrzeja Stasiuka poświęcony prezentacji jego
najnowszej książki pt. Wschód. Zebranych powitała Magdalena Miller – dyrektor
gorlickiej MBP, spotkanie zaś prowadził Paweł Nowicki. Pisarz odczytywał
fragmenty swego nowego dzieła, zaś licznie zgromadzona publiczność stawiała mu
szereg pytań, związanych zarówno problematyką utworu, jak również z
całokształtem jego dotychczasowej twórczości. Później rozmowa zmieniła się w
gawędę artysty o jego podróży na wschód, o jego doświadczeniach i refleksjach
jakie pośrednio przyczyniły się do powstania prezentowanej książki.
Andrzeja Stasiuka Wschód
Oto przed nami nowa książka Andrzeja Stasiuka pt. Wschód.
Bohater-narrator przemierza azjatycką Rosję, trafia do Mongolii, a potem do
Chin. Jednak czytając tę powieść, nie mamy do czynienia reportażem ani
dziennikiem podróży. Choć podobnie jak Taksim czy Jadąc do Babadag nosi
ona pewne znamiona książki podróżniczej, pełna refleksji nad odmiennością
kultur, ich wzajemnym przenikaniem, podskórnym nurtem historii, Wschód
zdaje się opowiadać raczej o podróży, którą autor odbywa w głąb samego siebie,
podróży do źródeł pamięci. Także pamięci zbiorowej. Narrator jest zakorzeniony
w swym zakątku świata, wybiera się w podróż by potem, z tej odległej
perspektywy wyraźniej ujrzeć i lepiej zrozumieć samego siebie – także swych rodaków, po prostu ludzi, z
którymi przyszło mu żyć, wśród których się wychował. Może w tych wędrówkach
przejawia się opór jaki artysta czuje przed wielką unifikacją świata? Może
autor poszukuje miejsca, gdzie jest jeszcze chociaż trochę inaczej,
gdzie nie dotarł amerykanizm,
konsumpcjonizm, gdzie nie stoi jeszcze taki sam Lidl, jak w Gorlicach,
Bardejovie?
A może punkt widzenia
autora – jego pozycja wobec świata da
się wpisać w nomadyczny nurt płynnej nowoczesności, gdzie podróż jest
metaforą chaotycznej wędrówki znikąd donikąd, gdzie wszystko zdaje się
wymienialne na wszystko? Czy przesłanie książki dałoby się więc odczytać
jako wyprawa do kresu kultury,
przynajmniej tej, która oparła się kiedyś nawale tatarskiej, dziś rozmytej od
wewnątrz, ponowoczesnej, jak gdyby przebrzmiałej?
Ktoś kiedyś, w trochę innym kontekście powiedział, że
Rosja – Wschód to nie tyle miejsce na ziemi, ile stan umysłu. Autor ukazuje nam
fenomen Wschodu azjatyckiej Rosji, która Polakom nieodłącznie kojarzy się z
zesłaniem. Odległość nie do przebycia, czas nie do przeczekania, właściwie stan
zawieszenia – stan poza czasem, pustkowie na którym nic się nie dzieje,
ponieważ, tutaj – jak czytamy –
„od siedmiuset lat trwała nieostająca teraźniejszość”.
Bardzo silnie zaznaczony
w powieści Stasiuka jest wątek metafizyczny –
śmierć człowieka, śmierć zwierząt, rytuał pochówku. Życie – oddech,
który zanika, ciepło, które się rozprasza gdy ustanie serce, a to, co pozostaje
z człowieka lub martwego psa, wraca z powrotem o królestwa minerałów. Zachód
doszedł do przemysłowego spopielania ludzi w krematoriach, tu – na dzikim
pustkowiu, w kolebce Czyngis-chana zwłoki po prostu zostawia się sępom i psom.
Przypomina się Ziemia jałowa, Ziemia Ulro, gnostycki świat porzucony przez Boga, nieludzka
ziemia.
„Możemy układać warstwami naszych
zmarłych w nadziei że nas obronią, odgrodzą, gdy nadejdzie czas. Robimy im
legowiska z kamienia, żeby było gdzie przychodzić, żeby nie uciekli. Mięso
odchodzi ale zostaje kość i to nas pociesza. Kość. Żeby ją zatrzymać robimy to
wszystko. Ponieważ nie wierzymy w pamięć.
Autor wspomina o nieznanym
miejscu spoczynku Czyngis-chana.
Nie wiadomo, gdzie jest pochowany Czyngis-chan. Mówią,
że na północnym wschodzie, w krainie w której się urodził. Mówią, że zabijano
wszystkich, którzy natknęli się na orszak pogrzebowy. Co stało się z orszakiem,
nie wiadomo. Może i orszak wymordowali ostatni, najwierniejsi z wiernych, i
tajemnicę sami zabrali do grobu. Pojawił się znikąd i odszedł bez śladu (...)
Wrócił skąd przyszedł? Zostawiając po sobie pamięć grozy i chwały? Tym jest
życie?
Wielkie życie – czyn jak błyskawica, po której na firmamencie
nie zostaje śladu. Imperium, które nie zostawiło po sobie materialnych ruin,
kolumn i portyków, ale ruiny duchowe – na trwałe wpisane w ludzką osobowość
strach i upodlenie ale też przebiegłą umiejętność prowadzenia wojny i administrowania
bezkresem.
Pod koniec autor przywołuje wspomnienia z dzieciństwa.
Pisze, iż ma wrażenie, że pamięć przenosi się w genach, że ma przed oczyma
wspomnienia swych przodków, obrazy przez nich ujrzane i dane mu tak, jak gdyby
sam widział je na własne oczy.
Tym razem mowa jest o tym, jak Wschód przyszedł do Polski
jako sowiecki komunizm, jak zdołał uwieść i oszukać wielu biednych ludzi, bo
wszędzie są biedni ludzie, których można uwieść, oszukać, wziąć na kiełbasę
wyborczą kiedy przymierają głodem, albo po prostu zastraszyć.
Wschód dotyka wielu kwestii, które mogłyby być tematem
wielowątkowej dyskusji: Nad utratą pamięci, zmierzchem kultu zmarłych, nad
bezmyślną konsumpcją, zalewem tandety –
na tle których samotna jednostka próbuje ocalić siebie – zbudować swą
tożsamość z odprysków wspomnień, zadumy nad historią, swym miejscem na
ziemi.
Paweł Nowicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.