28 października 2016 r. w
gorlickiej Galerii „Dwór Karwacjanów” w sali im. ks. Bronisława Świeykowskiego
odbył się wernisaż wystawy malarstwa Jarosława Baucia[1].
Na ścianach galerii zauważamy
serię różowych płócien pokrytych skłębionymi plamami gęsto położonej farby. Niektóre
prace, w których ciężkie masy uformowane są w zawiłe reliefy faktury, stanowią
niemal płaskorzeźby. W zasadzie prace te są monochromatyczne. Nacieki farby
chwytające światło, dają efekt, który poszerza zakres gradacji walorowych. Róż
wenecki rozrzedzony bielą daje róże stopnie nasycenia przez co artysta osiąga
podobny efekt, jak gdyby rozporządzał stopniami szarości rozegranymi na skali
czerni i bieli. Pierwsze wrażenie, jakie można odnieść, zwiedzać wystawę wiąże
się z uczuciem pewnej monotonii. Jednak patrząc uważnie, spoglądając z bliska,
odkrywamy bogactwo impastowych struktur dających każdej pracy niezgłębialną
zarazem indywidualną tożsamość. W malarstwie Baucia ciało physis – tworzywo, zarazem apeiron
pozbawiony formy, zdaje się kłębić niczym chmury, rozlewać jak ciasto; jest
różowe, delikatne, bezbronne, pulchne. Są partie ostre, nieco poszarpane – inne,
przyjmując formy organiczne, zdają się nawiązywać do motywów roślinnych,
glejowate, gąbczaste jak polipy morskie, czasami przybierają kształt fali.
Fot. P. Nowicki |
Róż dający wrażenie krwistej
czerwieni mięsa, zdaje się łagodny i nie przywodzi na myśl ani ran ani
cierpienia. Pomimo, że ludzkie ciało w
sposób oczywisty ukazane jest w swojej nagości, nie ma w obrazach Baucia nuty
erotyzmu. Przeciwnie, to co ujawnia się w prezentowanych kreacjach, to moment
karykatury, aluzje do groteskowo zniekształconych twarzy grubasów, „dorosłych
niemowląt”, bezradnych i rozpieszczonych.
Przypomina się film Wielkie żarcie z M. Mastroiannim, z jego metaforą hiperkonsumpcji,
cywilizacji, która być może osiągnęła swój kres. Ciało w obrazach Baucia kojarzy
się z sybarytyzm i „rozwałkonieniem”, zarazem masą, tworzywem, które (co brzmi złowieszczo) może być „zasobem do
eksploatacji.” (nie zapominajmy o transplantologii).
Jako kontrprzykład wyobraźmy sobie
muskularną postać żołnierza o śniadej,
smukłej sylwetce, greckiego wojownika spod Troi. Jego gniew, anoia czyli „brak rozumu” (nous) wywołany natchnieniem Aresa –
boski szał wojownika, który ból ran czuje dopiero po zwycięskiej walce.
Twarze, o których wspomniałem,
zjawiają się niewyraźnie, wyłaniają się z gąszczu poplątanych cieni rzucanych
przez linie faktury i nawet nie mamy pewności, czy nie ulegamy złudzeniu
rozpoznając je wśród pozornego chaosu.
Ludzkie ciało ukazane w kreacji
artysty zdaje się bezforemne, jak jeden żywiołów pierwszych filozofów – woda
czy powietrze – pierwiastek nam najbliższy, choć nie wymieniony przez presokratyków, szukających prazasady – arche. Wydaje się dziwne, że starożytni
formułując różne teorie – próby odpowiedzi na pytanie o pierwszą zasadę, wymieniając
wodę, ogień, ziemię i powietrze, przeoczyli to, co człowiekowi najbliższe – to,
z czego utkana jest jego zjawiskowa postać – ciało. Bo choć zniszczalne – powstaje
i ginie – stanowi przecież substancjalną osobliwość, wyraźnie samoistną –
niereprodukowalną w żaden sztuczny sposób – jak np. okręt o którym powiemy, że
może wykonany być z drewna, czy pomnik z kamienia. (Ostatecznie nowoczesna
chemia – wodę, powietrze, ogień, to znaczy procesy spalania, także potrafi rozłożyć
na prostsze czynniki). Dla starożytnych żywioły stanowiły kres wyjaśniania –
dalsze zapytywanie – z czego się składa się arche
– nie miało już sensu. Prócz czterech żywiołowa był jeszcze apeiron (termin nie w pełni trafnie tłumaczony
jako bezkres[2]), jest tym co nie posiada granic, tym samym
pozostaje pozbawione formy. Greckie słowo peras
oznacza granicę a tym samym kontur. „Być czymś” – znaczy więc mieć granicę, eidos, kształt. To pamiętamy z nauki
Anaksymandra, który tego, co pierwsze szukał nie w physis, ale w dziedzinie, którą dziś wiązalibyśmy bardziej z domeną
logiki.
Ciało w obrazach Baucia nosi znamiona takiego
bezkształtu, potencjalności, otwarcia na formę lub interpretację. Zdaje się
stanowić zasób możliwości – bierny, gotów przyoblec się w zadany kształt, zarazem
jednak fizycznie konkretny i w swojej witalności płodny. Powierzchnie tych
obrazów zdają się wrażliwe[3] – barwa i materia malowidła są jak żywa tkanka,
która mogłaby zakrwawić, gdyby zranił ją… dotyk.
Możemy także podjąć próbę zrozumienia
prac artysty w duchu tradycji praktyk Dalekiego Wschodu, jako impuls do
medytacji rozpoczynającej wędrówkę wyobraźni w głąb własnego wnętrza – próbę wizualizacji
tego, co w normalnych warunkach nie jest dostępne naszym oczom. Za taką
interpretacją przemawiałby spokój, jaki emanuje z całej ekspozycji. Niektóre
obrazy zdają się do siebie podobne (wspomniano o multiplikacji) i są niczym
słowa mantry, które bardziej mają za zadanie wprowadzać nas w trans, niż być
nośnikami znaczeń. Taka próba odczytania prac J. Baucia tłumaczyłaby więc
zarówno „majaczenie” twarzy, jak również – tym razem taoistycznie pojęty
bezkres, zjawiskowość, rozpływającą się złudę świata zmysłowego. Tym, co
uchwytne, byłoby tyko różowe wnętrze – alegoria czystego oddechu.
Gorlicką wystawę zwiedzać można od28 października do 23 listopada 2016 r.
[1] Jak
czytamy w notce biograficznej: „Jarosław Bauć urodził się 17 stycznia 1959 r. w
Krakowie. W latach 1980-1985 odbył studia
w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku na Wydziale Malarstwa.
Dyplom uzyskał w 1985 roku w pracowni prof. Włodzimierza Łajminga. Od 1985 roku pracuje w gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Był asystentem w Pracowni Podstaw Malarstwa i Rysunku prof. Teresy Miszkin. W 2001 roku uzyskał II stopień kwalifikacji. Od 2005 roku prowadzi Pracownię Wiedzy o Strukturach i Działaniach Wizualnych. Od 2006 roku wykłada historię sztuki na Uniwersytecie Gdańskim. Zajmuje się malarstwem i rysunkiem. Właściciel i kurator "Galerii Jesionowej 4B/3" w Gdańsku Wrzeszczu. Mieszka w Gdańsku.
Malarstwo Jarosława Baucia mocno zakorzenione jest w tradycji sztuki europejskiej. Skłaniając się ku sztuce tradycyjnej artysta prowadzi poszukiwania w wymiarze malarstwa figuratywnego. Charakterystyczną cechą dla ostatnich obrazów artysty jest ich monochromatyczna paleta barwna zawężona jedynie do odcieni czerwieni i jej pochodnych. Inspiracją dla twórcy stają się elementy kultury masowej, znamienne dla niego jest również odwoływanie się do ikonografii sztuki dawnej. Artysta często multiplikuje przedstawienia tworząc cykle obrazów, które podlegają przetworzeniom i modyfikacjom.”
Dyplom uzyskał w 1985 roku w pracowni prof. Włodzimierza Łajminga. Od 1985 roku pracuje w gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Był asystentem w Pracowni Podstaw Malarstwa i Rysunku prof. Teresy Miszkin. W 2001 roku uzyskał II stopień kwalifikacji. Od 2005 roku prowadzi Pracownię Wiedzy o Strukturach i Działaniach Wizualnych. Od 2006 roku wykłada historię sztuki na Uniwersytecie Gdańskim. Zajmuje się malarstwem i rysunkiem. Właściciel i kurator "Galerii Jesionowej 4B/3" w Gdańsku Wrzeszczu. Mieszka w Gdańsku.
Malarstwo Jarosława Baucia mocno zakorzenione jest w tradycji sztuki europejskiej. Skłaniając się ku sztuce tradycyjnej artysta prowadzi poszukiwania w wymiarze malarstwa figuratywnego. Charakterystyczną cechą dla ostatnich obrazów artysty jest ich monochromatyczna paleta barwna zawężona jedynie do odcieni czerwieni i jej pochodnych. Inspiracją dla twórcy stają się elementy kultury masowej, znamienne dla niego jest również odwoływanie się do ikonografii sztuki dawnej. Artysta często multiplikuje przedstawienia tworząc cykle obrazów, które podlegają przetworzeniom i modyfikacjom.”
[2] W polszczyźnie, z pojęciem „bezkresu” łączymy
skojarzenia raczej pozytywne. Wielość bogactwa, nieskończone (szczęśliwe)
trwanie, bezmiar dóbr wszelakich. Ten polski przekład oddaje ilościowy aspekt
greckiego terminu. Anaksymander słowem apeiron
nazywał to, co nie ma granicy (peras)
– co jest nieokreślone, trudne do nazwania, wątpliwe, niebezpieczne jak morze,
w którym można pobłądzić, nie znając nawigacji. Dla przykładu: By narysować kwadrat, który „jest
czymś”, to znaczy da się zdefiniować, z potencjalnego „bezkresu” tła musimy
wyodrębnić kształt, rysując cztery odcinki odgraniczające, rzazem wyznaczające
zadaną figurę. Chodziło więc o aspekt przestrzenny i strukturalny. Zapewne też
przeliczalny, ale w pierwszym rzędzie dany jest nam jako przedmiot wyobraźni – eidos, kształt. Z tak pojętego bezkresu
(apeiron) wszystko się wyłania i wszystko
z powrotem do niego powraca, jak na szkolnej tablicy, kiedy już po lekcji zmażemy gąbką geometryczne konstrukcje.
[3] W tym aspekcie
wizja Jarosława Baucia zdaje się to przeciwieństwem agresywnego malarstwa
Francisa Bacona, gdzie wizerunek poranionego, zdeformowanego ludzkie ciała kieruje
wyobraźnię odbiorcy w stronę6 brutalności i przemocy.