poniedziałek, 10 listopada 2014

Danuty Poręby pejzaż nowoczesny


3 listopada w Muzeum Regionalnym PTTK im. Ignacego Łukasiewicza w Gorlicach, odbył się wernisaż wystawy malarstwa Danuty Poręby[1] pt. Pejzaże. Zebranych powitał Roman Trojanowicz – dyrektor Muzeum, a wśród honorowych gości znaleźli się Burmistrz Gorlic, Witold Kochan, Kierownik Wydziału Oświaty Aleksander Augustyn, Dyrektor Muzeum „Dwory Karwacjanów i Gładyszów” w Gorlicach Zdzisław Tohl oraz liczni twórcy i animatorzy kultury z Gorlic i regionu.

       Tematem obrazów wystawionych w gorlickim Muzeum jest pejzaż. W jednej z prac, widzimy zielone masy następujących po sobie partii horyzontu, na żółto świecący dom, czerwone detale dachu i sine drzewa w oddali, zbudowane szeroką plamą bez wyraźnie zaznaczonego konturu. Gdzie indziej stoją przed nami smukłe sylwetki drzew. Są jasne i ciepłe na tle schłodzonych partii dalekiego planu, odsłaniając zagadkową głębię lasu. Widzimy światła i półtony zakamarków roślinności, w których kryje się lekki cień wydobyty kolorem.
       Tym, co zachwyca w twórczości Artystki i  co najbardziej przyciąga uwagę, to jej niezwykła wrażliwość, zdolność rejestrowania wrażeń zmysłowych – koloru i niemal dotykalnej bliskości przedmiotu. W prezentowanych obrazach zdaje się czuć zapach pór roku, soków pulsujących pod korą gałęzi, woń wiosennego wiatru. Wielka delikatność, ale też zdecydowanie Autorki przejawia się w sposobie konstruowania jej pejzażowych kreacji. Mocnym pociągnięciem pędzla, niekiedy farbą położoną za pomocą szpachli artystka buduje obrazy posiadające wyrazistą fakturę. Inne z kolei, utrzymane w lekkiej pastelowej tonacji, zachowują przejrzystość powierzchni.
          W malarstwie Danuty Poręby nie chodzi o samo ewokowanie nastroju. Wszystkie jej prace powstałe z zachwytu i wielkiej wrażliwości są analityczne, konstrukcyjne i na wskroś nowoczesne. Na wiele spośród nich należy patrzeć raczej jako na kompozycje abstrakcyjne, którym motyw pejzażu służy zaledwie jako pretekst. Tym, co nas intryguje, tym, co naprawdę dzieje się na płótnie, jest struktura plamy, kolor – sposób, w jaki tworzywo odsłania swą prawdę, niezależnie od „tego, co obraz przedstawia”, chociaż ostatecznie chodzi przecież o urodę świata.
Wystawę zwiedzać można do 28 grudnia 2014 r.
Paweł Nowicki

Danuta Poręba jest absolwentką Liceum Plastycznego im. A. Kenara w Zakopanem i Instytutu Sztuki Akademii Pedagogicznej w Krakowie, gdzie uzyskała dyplom w pracowni malarstwa. Od wielu lat jest nauczycielem w gorlickiej „Czwórce”. Bierze udział w dorocznych wystawach gorlickiego środowiska plastycznego organizowanych w Galerii Sztuki „Dwór Karwacjanów”, Uczestniczyła oraz wystawach zbiorowych w Jaśle i  Bardejowie. Prezentowała swe prace także na wystawie „Hübner i przyjaciele” w nowosądeckiej „Małej Galerii”.

Spotkanie z Andrzejem Stasiukiem w MBP w Gorlicach




 

            W czwartek 6 listopada w Miejskiej Bibliotece Publicznej odbył się wieczór autorski Andrzeja Stasiuka poświęcony prezentacji jego najnowszej książki pt. Wschód. Zebranych powitała Magdalena Miller – dyrektor gorlickiej MBP, spotkanie zaś prowadził Paweł Nowicki. Pisarz odczytywał fragmenty swego nowego dzieła, zaś licznie zgromadzona publiczność stawiała mu szereg pytań, związanych zarówno problematyką utworu, jak również z całokształtem jego dotychczasowej twórczości. Później rozmowa zmieniła się w gawędę artysty o jego podróży na wschód, o jego doświadczeniach i refleksjach jakie pośrednio przyczyniły się do powstania prezentowanej książki.

 

Andrzeja Stasiuka Wschód  

 

            Oto przed nami nowa książka Andrzeja Stasiuka pt. Wschód. Bohater-narrator przemierza azjatycką Rosję, trafia do Mongolii, a potem do Chin. Jednak czytając tę powieść, nie mamy do czynienia reportażem ani dziennikiem podróży. Choć podobnie jak Taksim czy Jadąc do Babadag nosi ona pewne znamiona książki podróżniczej, pełna refleksji nad odmiennością kultur, ich wzajemnym przenikaniem, podskórnym nurtem historii, Wschód zdaje się opowiadać raczej o podróży, którą autor odbywa w głąb samego siebie, podróży do źródeł pamięci. Także pamięci zbiorowej. Narrator jest zakorzeniony w swym zakątku świata, wybiera się w podróż by potem, z tej odległej perspektywy wyraźniej ujrzeć i lepiej zrozumieć samego siebie –  także swych rodaków, po prostu ludzi, z którymi przyszło mu żyć, wśród których się wychował. Może w tych wędrówkach przejawia się opór jaki artysta czuje przed wielką unifikacją świata? Może autor poszukuje miejsca, gdzie jest jeszcze chociaż trochę inaczej, gdzie nie dotarł amerykanizm,  konsumpcjonizm, gdzie nie stoi jeszcze taki sam Lidl, jak w Gorlicach, Bardejovie?

A może punkt widzenia autora –  jego pozycja wobec świata da się wpisać w nomadyczny nurt płynnej nowoczesności, gdzie podróż jest metaforą chaotycznej wędrówki znikąd donikąd, gdzie wszystko zdaje się wymienialne na wszystko? Czy przesłanie książki dałoby się więc odczytać jako  wyprawa do kresu kultury, przynajmniej tej, która oparła się kiedyś nawale tatarskiej, dziś rozmytej od wewnątrz, ponowoczesnej, jak gdyby przebrzmiałej?

            Ktoś kiedyś, w trochę innym kontekście powiedział, że Rosja – Wschód to nie tyle miejsce na ziemi, ile stan umysłu. Autor ukazuje nam fenomen Wschodu azjatyckiej Rosji, która Polakom nieodłącznie kojarzy się z zesłaniem. Odległość nie do przebycia, czas nie do przeczekania, właściwie stan zawieszenia – stan poza czasem, pustkowie na którym nic się nie dzieje, ponieważ, tutaj    jak czytamy –  „od siedmiuset lat trwała nieostająca teraźniejszość”.

           Bardzo silnie zaznaczony w powieści Stasiuka jest wątek metafizyczny –  śmierć człowieka, śmierć zwierząt, rytuał pochówku. Życie – oddech, który zanika, ciepło, które się rozprasza gdy ustanie serce, a to, co pozostaje z człowieka lub martwego psa, wraca z powrotem o królestwa minerałów. Zachód doszedł do przemysłowego spopielania ludzi w krematoriach, tu – na dzikim pustkowiu, w kolebce Czyngis-chana zwłoki po prostu zostawia się sępom i psom. Przypomina się Ziemia jałowa, Ziemia Ulro,  gnostycki świat porzucony przez Boga, nieludzka ziemia.

„Możemy układać warstwami naszych zmarłych w nadziei że nas obronią, odgrodzą, gdy nadejdzie czas. Robimy im legowiska z kamienia, żeby było gdzie przychodzić, żeby nie uciekli. Mięso odchodzi ale zostaje kość i to nas pociesza. Kość. Żeby ją zatrzymać robimy to wszystko. Ponieważ nie wierzymy w pamięć.

 

Autor wspomina o nieznanym miejscu spoczynku Czyngis-chana.

Nie wiadomo, gdzie jest pochowany Czyngis-chan. Mówią, że na północnym wschodzie, w krainie w której się urodził. Mówią, że zabijano wszystkich, którzy natknęli się na orszak pogrzebowy. Co stało się z orszakiem, nie wiadomo. Może i orszak wymordowali ostatni, najwierniejsi z wiernych, i tajemnicę sami zabrali do grobu. Pojawił się znikąd i odszedł bez śladu (...) Wrócił skąd przyszedł? Zostawiając po sobie pamięć grozy i chwały? Tym jest życie?

Wielkie życie –  czyn jak błyskawica, po której na firmamencie nie zostaje śladu. Imperium, które nie zostawiło po sobie materialnych ruin, kolumn i portyków, ale ruiny duchowe – na trwałe wpisane w ludzką osobowość strach i upodlenie ale też przebiegłą umiejętność prowadzenia wojny i administrowania bezkresem.

            Pod koniec autor przywołuje wspomnienia z dzieciństwa. Pisze, iż ma wrażenie, że pamięć przenosi się w genach, że ma przed oczyma wspomnienia swych przodków, obrazy przez nich ujrzane i dane mu tak, jak gdyby sam widział je na własne oczy.

            Tym razem mowa jest o tym, jak Wschód przyszedł do Polski jako sowiecki komunizm, jak zdołał uwieść i oszukać wielu biednych ludzi, bo wszędzie są biedni ludzie, których można uwieść, oszukać, wziąć na kiełbasę wyborczą kiedy przymierają głodem, albo po prostu zastraszyć. 

            Wschód dotyka wielu kwestii, które mogłyby być tematem wielowątkowej dyskusji: Nad utratą pamięci, zmierzchem kultu zmarłych, nad bezmyślną konsumpcją, zalewem tandety –  na tle których samotna jednostka próbuje ocalić siebie – zbudować swą tożsamość z odprysków wspomnień, zadumy nad historią, swym miejscem na ziemi.  

 

Paweł Nowicki