piątek, 27 kwietnia 2012

Biesy w gorlickim Dworze Karwacjanów





Wstawa, którą  obecnie możemy  oglądać w gorlickim  Dworze Karwacjanów obejmuje rzeźby i rysunki Piotra Biesa[1], absolwenta Liceum Plastycznego im Kenara w Zakopanem oraz  Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Kto ma w pamięci kompozycje  Władysława Hasiora albo rzeźby Marcina Rząsy, ten może stworzyć sobie wstępne wyobrażenie stylu prac artysty, wywodzącego się z zakopiańskiego kręgu tradycji twórczych. Na posadzce sali wystawowej im ks. Bronisława Świeykowskiego artysta zaaranżował przestrzenne instalacje,  m. in. Kapliczki przydrożne, Urbs, Ecclesia Cathedralis D. O.M. Na ścianach wyeksponował rysunkowa galerię zdeformowanych postaci i groteskowych twarzy nawiązujących stylistyką do prymitywnych przedstawień bożków – między innymi: Vobiscum, Homunkulus, Bożek, Wizyta.             
Piotr Bies  w swoich pracach  zdaje się dotykać najbardziej zasadniczych prawd metafizycznych, zrazem problemów fundamentalnych dla natury ludzkiej: stosunku człowieka do Boga, ludzkiego poszukiwania sacrum, pustki, jaką pozostawia po sobie Deus absconditus, także problemu człowieka współczesnego zdegradowanego przez technokratyczną cywilizację. Twórczość Piotra Biesa poddaje się interpretacji mocno uwikłanej w kontekst literacki  i żywe  wydają się  odniesienia do  dzieł Samuela Becketa,  T. S. Eliota czy wątków refleksji ukazanych przez  Czesława Miłosza w słynnej   Ziemi Ulro,  Fakt, że  Autor jest poetą, a jego wiersze nie przypadkiem trafiły do katalogu bieżącej wystawy, dodatkowo upoważnia nas do tego,  by wątek literacki uznać za jeden z kluczy do interpretacji  prezentowanych rzeźb i rysunków. Próbując przybliżyć  sylwetkę artystyczną Piotra Biesa, nie możemy również pominąć jego wielkiej fascynacji teatrem. Z jednej strony należałoby wskazać na odniesienia  do działalności scenicznej Tadeusza Kantora, z drugiej zaś na szeroką recepcję i adaptację motywów groteski, demonizmu i zarazem par excelence metafizycznego kontekstu sztuki nawiązujących do tradycji Witkacego. 
Gorlicka wystawa, stanowi kompozycyjną  intelektualną i artystyczna całość, która oddziałuje na odbiorcę w sposób przypominający sceniczną przestrzeń aranżacji teatralnej. Rozłożone na środku sali czarne prostopadłościany, wyposażone w instalację elektryczną świecą, przypominając żarzące się bryły węgla. Jest to kompozycja zatytułowana „Urbs” (łac. miasto.)  Światło wydobywa się z otworów o kształcie okrągłym, co może przywodzić na myśl okrętowe iluminatory lub wzierniki  jakichś komór, urządzeń  laboratoryjnych, w których przeprowadzany jest nieznany eksperyment.  
Należy zwrócić uwagę na sposób, w jaki artysta traktuje materiał,  nadając mu określone jakości, jak faktura, barwa czy temperatura. Tej ostatniej nie doświadczamy rzecz jasna,  dosłownie, jednak sugestia, jaka się narzuca na podstawie doznań wizualnych, zdaje się przybliżać nam powierzchnię przedmiotu. Ostatecznie na co dzień,  nie wiele spośród tego, co widzimy, dane jest nam na wyciagnięcie ręki  a świat jak się zdaje ma oczywistość  dotyku. Te matowe powierzchnie, porowate i suche wydają się ciepłe na tle  lśniącej posadzki sali wystawowej. 
Oto przed nami kompozycje, które charakteryzuje daleko posunięty minimalizm, i geometryzacja formy, które są wyrazem syntezy mogą stanowić symbol metafizycznej abstrakcji. Abstrakcja polega na uproszczeniu, redukcji, wyeliminowaniu zbytecznych detali. Wiemy skądinąd, że jednym z istotnych znamion nowoczesnych tendencji w architekturze jest całkowita rezygnacja z ozdób. Te prostopadłościenne bloki, puste w środku choć oświetlone od wewnątrz elektrycznym światłem, mogą przywodzić na myśl nasze domy, miasta – hiperfunkcjonalną przestrzeń, którą zamieszkuje współczesny człowiek. Dom to nie tylko konstrukcja budowlana - to także symbol wspólnoty - pewien przepis na życie.  
Patrząc na kompozycję zatytułowaną „D. O. M.”, widzimy  krzyż, w którego górną belkę wkomponowane są trzy puste pokoje. Znak Trójcy Świętej?  Przez drobne szybki widzimy puste krzesła, stoliki, za którymi nikt nie zasiada. Czytając tytuł: „D.O.M.”  pierwsze wrażenie wiąże się z sugestią, że chodzi po prostu o „dom” – miejsce zamieszkania, np. opuszczony dom rodzinny. Jednak jak wiemy, formuła  „D.O.M.” jest to skrót, który oznacza - Deo Optimo Maximo, czyli: Bogu Najlepszemu Największemu i jest spotykany na grobach. Czy w tym zwątpieniu wyraża się poszukiwanie Boga, który odsunął się od świata, albo ostrzeżenie skierowane pod adresem ludzi, którzy o Bogu zapomnieli. Zagubienie Sacrum przyniosło bowiem degradację człowieka – o jego boskiej cząstki nadającej doczesnemu życiu najistotniejszy sens. By uznać godność bliźniego, potrzebujemy wiary, nieraz tak samo desperackiej, jak ta, która skłania do żarliwej modlitwy o cud. Ostatecznie bardzo łatwo jest potraktować drugiego człowieka jak rzecz. Właściwie nie mamy empirycznego dowodu na to, czy ten drugi cierpi tak samo jak my. Pamiętamy Dociekania Wittgensteina, i słynny  przykład z pudełkiem i żukiem. Każdy ma dal siebie swój ból, jak żuka w pudełku, do którego nie potrafi zajrzeć nikt inny.  
Kapliczki przydrożne wykonane z drewna z lekką podhalańską stylizacją - stoją opuszczone a we wnętrzu każdej z nich – tam, gdzie zwykle znajdował się tradycyjny świątek - pusta mała kołyska, samotne białe krzesło… W jednej z kapliczek widzimy figurkę, której sylwetka przypomina Matkę Boską znaną z tradycyjnej ikonografii. Jednak postać  jest odwrócona do nas tyłem. W rzeczywistości nie wiemy kogo naprawdę przedstawia i jaką ukaże twarz,  gdy się do nas odwróci.
„Eclesia cathedralis” swoją sylwetką przypomina nam znane  świątynie – watykańską Bazylikę św. Piotra czy Santa Maria del Fiore we Florencji. Jednak w kompozycji Biesa, charakterystyczna kopuła uległa znaczącej deformacji tak, że zaostrzona i pozbawiona właściwych proporcji, przypomina dawną camera obscura, lub jakąś komorę o zastosowaniu technicznym albo militarnym. Rozparta odnogami „patrzy” żabim spojrzeniem okrągłych iluminatorów. Ma w sobie coś z anachronicznych wyobrażeń o nowoczesności i może przypominać archaiczne ilustracje do powieści Julusza Verne’a. Jest swoistą  karykaturą sakralnego pierwowzoru i sugeruje jakieś oszustwo samozwańczo podniesione do rangi religii. Przypomina się detal scenografii z filmu Seksmisja, w którym - jak pamiętamy - łudzono ludzi, że na Ziemi zabrakło powietrza. Uwięzionym w podziemnych koszarach pokazywano obraz powierzchni planety uchwycony przez peryskop, którego wystający obiektyw tkwił w brudnym namiocie.
Dla licznej grupy artystów oraz intelektualistów pierwszych dekad XX wieku maszyna i urbanizacja stanowiły przedmiot zachwytu zarazem bogate źródło twórczych inspiracji. Zakładano wówczas że, całość ludzkiej egzystencji da się zaprogramować, ująć w konstruktywistycznie rozumiany projekt, po to by na koniec uczynić ją przedmiotem racjonalnego sterowania. Byli tacy, którzy z optymizmem  odnosili się do tych nowych tendencji, jednak wielu Autorów z niepokojem przeczuwało nadchodzące zagrożenia. Już Dostojewski w idei domu ze szkła (Crystal Palace [2]) widział zapowiedź totalnej inwigilacji, zanegowania tradycyjnego stylu życia, zarazem zapowiedź spełnienia groźnej wizji tzw. „piekła Benthama”. Witkacy pisał o zbydlęceniu jako konsekwencji postępujących procesów cywilizacyjnych.   
Jak wiemy, człowiek w przeciwieństwie do układów zautomatyzowanych orientuje się w swoim życiu na cele, posiada pragnienia, a jego zachowanie nie da się ująć w żaden algorytm. Człowiek ukazuje swój unikatowy charakter, już choćby poprzez fakt, że posiada niepowtarzalną historię doznań - biografię a życie (nawet w rozumieniu fizyki) jest procesem nieodwracalnym. Chyba już  Heraklit przeczuwał u zarania tę nie-dysponowalność naszego losu. W ludzkim umyśle zdaje się nieustanie bić źródło marzeń, niepokojów, tęsknot, które jak pączkujące kiełki torują sobie drogę ku temu, co przyszłe.
Oczywiście funkcje niższych obszarów ludzkiej natury można przewidzieć i uśrednić, jednakże to, co najbardziej cenne, co miedzy innymi przejawia się w religii i sztuce albo wymyka się programowaniu, albo zostaje stłumione. Można je zagłuszyć, próbować „tworzyć” tzw. „nowego człowieka”, jednak „eksperyment społeczny”, którego ofiarą był słynny Kacper Hauser powinien służyć za przestrogę. Natura ludzka jest oczywiście skończona i ułomna o czym dawno temu pisał Blaise Pascal. Jednak ta skończoność zyskuje swą godność dopiero, gdy człowiek ociera się o nieskończony wymiar Transcendencji.  I w tym tkwi subtelna różnica, której pewien typ racjonalisty nie jest w stanie pojąć.
***
Motywem przewodnim prezentowanych kompozycji wydaje się pustka, jaka się ukazała nam, ludziom współczesnym – pustka po Bogu pustka po człowieku. Artysta wyrażając  swój niepokój, pragnie nam powiedzieć, że mimo funkcjonalności i higieny cywilizacyjne formy naszego istnienia zdają się pozbawione treści - jak puste krosna, na których perfekcyjnie tkamy nicość. Słowo ginie zgiełku, nowoczesne środki komunikacji miast ludzi przybliżać, paradoksalnie ich od siebie oddalają; narzędzia zapisu i transmisji danych, są tak doskonałe, że zbyteczny zdaje się… czytelnik. Ideałem skutecznego sterowania jest taki stan rzeczy, w którym dałoby się  wyeliminować  ryzyko, że coś ułoży się niezgodnie z planem. Bezpieczeństwo a może nawet swoiście pojęta wolność mierzy się więc przez zmniejszenie poczucia niepewności. Ten, kto steruje życiem innych ludzi, chce mieć czyste sumienie. (Może święty spokój?) Ponieważ odpowiedzialność jest ciężarem, chętnie dzieli się nią z innymi, rozpisując ją na społeczne role. Nikt nie chce podpaść przełożonym, każdy chce wrócić do domu na obiad. Nasuwa się pytanie, czy gruncie rzeczy nie byłoby wygodniej, gdyby ci sterowani, poddani kontroli byli po prostu martwi, lub gdyby powiedzmy, żyli tyko w sposób wirtualny? Jaka byłaby różnica, zwłaszcza, że coraz więcej wiedzy o świecie realnym i tak dociera nas za pośrednictwem Internetu. Gdyby tak rozbiegli się gdzieś, np. po innych planetach i mówili do nas tylko z monitorów. (A swoją drogą ciekawe, jak to jest na prawdę z tymi pieniędzmi na wirtualnych kontach. Czy w razie jakiejś globalnej awarii, odtwarzanie „substancji” nie przerodziłoby się w spór „prawie teologiczny”?) 
Na ścianach sali im ks. Świeykowskiego znajdują się obrazy, na których widnieją groteskowe twarze, okaleczone postacie,  zniekształcone „gęby”. O ile rzeźby - konstrukcje przestrzenne charakteryzują się logiczną dyscypliną, o tyle te rysunki są jakby „niedbałe” zarazem noszą  znamiona uporczywości,  chorobliwego nadmiaru. Jeżeli rzeźby Biesa zdają się wyrażać „obłęd racjonalny”, zniewolenie umysłu, ślepy zaułek scjentystycznej utopii, to wizje zawarte w obrazach są jakby rewersem tamtych wyobrażeń i ukazują mroczną stronę duszy - instynkt bez  hamulców, zbudzone upiory. Zdają się żenujące, tragikomiczne, uroczyste jak pijacki bełkot, próbujące uwodzić, robić perskie oko… Niektóre przypominają mroczne twarze postacie powieści Dostojewskiego. Czy rozum śpi mimo „wiecznie włączonego” elektrycznego światła? Czy są to demony, które wkraczają w świat, kiedy nie ma Boga?


                                                                                 Paweł Nowicki

                                                  Wystawę zwiedzać można do 9 05. 2012

                                                                                      


[1] W piątek 13 kwietnia 2012 roku w gorlickim „Dworze  Karwacjanów” odbyły się wernisaże dwóch wystaw. W sali im. ks. Bronisława Świeykowskiego będziemy mogli oglądać rzeźby i rysunki Piotra Biesa. Artysta, który  jest  absolwentem Liceum Plastycznego im. A. Kenara w Zakopanem,  uzyskał dyplom na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w katedrze Tkaniny Artystycznej.  Piotr Bies ukończył także  studia podyplomowe na Wydziale Edukacji Artystycznej ASP w Poznaniu. Jest organizatorem kilkudziesięciu wystaw indywidualnych, brał udział w ponad stu wystawach zbiorowych w kraju i za granicą, a także w międzynarodowych plenerach rzeźbiarskich.  Pisze również poezję i sztuki teatralne. Za słuchowisko „Sztuka! Sztuka!” otrzymał II nagrodę w konkursie Polskiego Radia i miesięcznika „Zwierciadło”.

[2] Kryształowy Pałac The Crystal Palace – nieistniejący już  budynek wystawowy wzniesiony w londyńskim Hyde Parku  w roku 1851. Budowla skonstruowana była z metalowych elementów i szkła. Por także -  Roberto Salvadori, Mitologie nowoczesności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.